Jakiś czas zastanawiałem się, w jaki sposób opisać na blogu mój kilkudniowy pobyt w Kijowie. Czy zamieścić praktyczne informacje przydatne do zwiedzania miasta, czy może wypunktować główne atrakcje. Postanowiłem jednak skupić się na jednym miejscu ukraińskiej stolicy, pomijając popularne atrakcje. Plac Niepodległości, być może bardziej znany jako Majdan Nezaleznosti. Jego wydźwięk jest silniejszy niż wszystkie przewodnikowe atrakcje Kijowa razem wzięte.
Kijów ma wiele twarzy
Zetknąłem się z opiniami, że Kijów to mała, ukraińska Moskwa. W prawie 3 milionowym mieście, jak na całej Ukrainie od razu rzuca się w oczy jedna rzecz – brak klasy średniej. Z obskurnego blokowiska w dzielnicy Obołoń, gdzie mieszkaliśmy, po kilkunastu minutach jazdy metrem można się przenieść do innego świata. Idąc wzdłuż głównych ulic centrum pomiędzy błyszczącymi, ociekającymi złotem kopułami cerkwi, co rusz napotykamy drogie restauracje, modne butiki – miejsca, na które Ukrainiec zarabiający średnią krajową może popatrzeć jedynie przez szybę. Na ulicach zagęszczenie luksusowych samochodów osiąga apogeum, podczas gdy na olbrzymich blokowiskach nadal króluje niezniszczalna Łada.
Jak do każdej stolicy, do Kijowa ściąga sporo turystów. Jak w każdej stolicy, i tutaj znajduje się główny punkt miasta, tłumnie odwiedzany przez turystów. Miejsce, w którym nie wypada nie być, tak jak odwiedzając Paryż nie „zaliczyć” wieży Eiffela. Majdan Nezaleznosti jest jednak wolny od wesołej atmosfery, charakterystycznej dla tego typu miejsc. Nie ma tu już rzędu straganów z kiczowatymi pamiątkami, nachalni naganiacze ze śnieżnobiałymi gołębiami, z którymi można sobie zrobić zdjęcia, cofnęli się wgłąb ulicy Chreszczatik, i tam męczą turystów. Nawet mniej taktowni odwiedzający, nie kojarzący niedawnych wydarzeń związanych z tym miejscem, odpuszczają tandetne selfie z pomnikiem Berehyni, symbolizującej niezależność Ukrainy. Wszyscy zdają się czuć atmosferę tego miejsca, pomimo braku wyraźnych skutków toczących się tu walk sprzed ponad dwóch lat.
Ostatnie pożegnanie na Majdanie – pokłosie wojny niczyjej
Któregoś dnia, przechodząc obok Majdanu słyszymy dźwięki orkiestry. Podchodząc bliżej widzimy kilkadziesiąt osób ze splecionymi dłońmi i wzrokiem wbitym w ziemię. Pod cokołem pomnika, na podwyższeniu zgromadzili się żołnierze, wokół stoją wieńce. Jedna z osób, prawdopodobnie dowódca, łamiącym się głosem zaczyna przemawiać. Zebrany tłum krzyczy: „Chwała Ukrainie!”, niektóre babuszki zaczynają szlochać. Już rozumiemy, właśnie odbywa się pogrzeb kolejnej ofiary bezsensownej wojny.
W przygnębiającym akompaniamencie orkiestry wojskowej rozpoczyna się krótki marsz – ostatnia droga zmarłego żołnierza. Wieko trumny jest otwarte. Gdy żałobny kondukt zbliża się do zaparkowanego na skraju placu karawanu, przemieszczające się ulicą samochody zaczynają trąbić. Tak, jakby podobna, podniosła uroczystość nie odbywała się tutaj pierwszy raz.
Kijowski Majdan przed zamieszkami
Tak się złożyło, że miałem okazję być na Majdanie latem 2013 roku, na kilka miesięcy przez wybuchem protestów związanych z nie podpisaniem przez Wiktora Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. To dziwne, ale człowiek jest tak skonstruowany, że bardziej przeżywa wydarzenia i zmiany w miejscach, które już zna. Zwłaszcza, że znałem wielu Ukraińców i wiedziałem, jak wielu z nich jest bezinteresownych, pomocnych i po prostu dobrych. Odwiedzając wielokrotnie ten kraj na każdym kroku spotykałem się z uśmiechem i falą życzliwości płynącej od mieszkańców. Podczas ówczesnej wizyty nie było inaczej. Przed zamieszkami, zwanymi potocznie „Euromajdanem”, Plac Niepodległości w Kijowie stanowił jego turystyczne centrum. Co prawda byłem tam latem – co w pewien sposób wymusza większą liczbę odwiedzających, jednak atmosfera wśród samych mieszkańców i licznie obecnych na placu sprzedających była całkowicie inna. To już nie wróci.
Tym bardziej pozostaję nieobojętny wobec parszywego losu, na jaki skazani są mieszkańcy Ukrainy, będącej na skraju załamania gospodarczego. Obywatel, będący jedynie cyferką w demograficznej statystyce, jest niczym wobec działań Wielkiej Polityki. Gdzieś tam na górze toczą się negocjacje między ważnymi ludźmi, będącymi całkowicie oderwanymi od rzeczywistości. Jednostka ludzka staje się w ich rękach narzędziem, walczącym z pobratymcem w imię wpojonych propagandą wartości. Wreszcie kończy jako mięso armatnie. Dostaje kulkę w łeb od sąsiada zza miedzy tylko dlatego, że ktoś przez środek pola wytyczył sztuczną granicę, a ziemię za nią nazwał Doniecka Republika Ludowa.
Majdan jest dla mnie miejscem zadumy. To miejsce, zbrukane krwią walczących o lepszy byt obywateli Kijowa, długo jeszcze nie odzyska poprzedniego charakteru. O wydarzeniach sprzed kilku lat nadal przypomina popękany, nierówny bruk oraz wolontariusze z puszkami, zbierający na pomoc ofiarom, które wojna posłała do piachu, zostawiając rodziny bez środków do życia.
Dziękuję Grześkowi Szydło za zgodę na udostępnienie większości powyższych zdjęć.
Byłem przed i po,też widziałem i w pełni się zgadzam,świetny artykuł
Bardzo dziękuję za opinię 🙂