Niektórzy nie wyobrażają sobie weekendu bez imprezy, inni wakacji bez wyjazdu nad morze. Podobnie w moim przypadku przełom lata i jesieni bez umęczenia się na tatrzańskim szlaku pozostawia pustkę niezaspokojenia. Wykorzystując bezdeszczowy weekend, niewiele myśląc spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyliśmy na południe Polski, by okiełznać niepoznane dotąd fragmenty Tatr Wysokich. Orla Perć już czeka!
Orla Perć – tym razem start z Zawratu
Ostatnie wrześniowe podrygi lata – najwyższy czas na wypad w Tatry! Co prawda, ze względu na brak urlopowych możliwości udało się go zorganizować tylko na weekend – co nie znaczy, że brakowało nam wrażeń. Wraz z Anią i drugim Dawidem, w trzyosobowej ekipie postanowiliśmy zaatakować początkowy fragment Orlej Perci, na odcinku od Zawratu do Koziej Przełęczy (z opcjonalnym wydłużeniem do Koziego Wierchu). Po całym tygodniu deszczy zapowiadano okno pogodowe, idealnie na weekend, w którym przejeżdżamy. To chyba jakiś znak 🙂
Po długiej podróży i krótkim śnie, wyruszamy z naszego murzasichlańskiego pensjonatu dopiero przed 7. Pierwszy odcinek to standardowe, szybkie podejście czarnym szlakiem wzdłuż potoku Suchej Wody do schroniska Murowaniec, akurat na rozruszanie kości. Po niespełna półtorej godzinie, zza drzew wyłania się kamienna bryła schroniska, stanowiąc pierwszy plan dla rozległej doliny Gąsienicowej skąpanej w porannym słońcu. Soczyście zielone połacie kosodrzewiny wraz ze wzrostem wysokości przechodzą w szare głazowisko, zwieńczone ostrymi szczytami. Uwielbiam podziwiać panoramę Tatr Wysokich właśnie od tej strony 🙂
Trochę wspinaczki, kilka łańcuchów i Zawrat zdobyty
Posileni śniadaniem i rozbudzeni kawą ruszamy w kierunku przełęczy Zawrat. Niebieski szlak doprowadza po chwili do Czarnego Stawu Gąsienicowego, skąd, po krótkim fragmencie wzdłuż brzegu, rozpoczyna się podejście na przełęcz. Przechodzimy jeszcze przez jeden strumień po ułożonych kamieniach, następnie wspinamy się z pomocą rąk w zacienionym kominie. Docieramy do Zmarzłego Stawu.
Warto wspomnieć, że szlak na Zawrat na całym odcinku jest dość zróżnicowany – tu nie ma czasu na nudę! Coraz ładniejsze widoki na pozostawianą za plecami Dolinę Gąsienicową, sporo miejsc, gdzie niezbędne jest użycie rąk, trochę wspinaczki, kombinowania, a zarazem ograniczone do minimum mozolne podejście po skalnych stopniach. Na odcinkach ubezpieczonych łańcuchami w błyskawicznym tempie zdobywamy wysokość. W nieco ponad 2 godziny musimy się wspiąć z 1500 m (Murowaniec) na 2159 m (Zawrat).
W węższych miejscach potrafią tworzyć się zatory, szczególnie w okolicach południa – wtedy część osób już schodzi z grani i należy się wzajemnie przepuszczać. Mimo kilku przestojów, sprawnie pniemy się w górę i chwilę później, po pokonaniu ostatnich łańcuchów meldujemy się na Zawracie.
Zmarzły Staw – widok z niebieskiego szlaku na przełęcz Zawrat.
Podejście pod Zawrat. Widoczną po środku kadru przełęcz zdobywamy od wschodniej strony (po lewej), częściowo wspinając się po skałach.
Łańcuchy na niektórych odcinkach pozwalają poczuć się pewnie i przezwyciężyć lęk wysokości.
Orla Perć w huraganowym wietrze
Na Zawracie jest sporo miejsca – to popularne miejsce odpoczynku ze wspaniałym widokiem na Dolinę Pięciu Stawów. Niestety na przełęczy spełniają się nasze najgorsze obawy – wieje huraganowy wiatr. Wychodząc zza skały na otwartą przestrzeń niemal mnie zdmuchnęło z powrotem do doliny 😉 W takich warunkach poważnie zastanawiamy się nad odpuszczeniem i zejściem wygodnym szlakiem do Pięciu Stawów. Tym bardziej, że początkowy fragment Orlej Perci jest uznawany za najtrudniejszy, a na odcinku Zawrat – Kozi Wierch szlak jest jednokierunkowy. W przypadku zmiany decyzji nie będziemy mieli możliwości zawrócić… Po dłuższym namyśle jednak decydujemy się iść – wygrywają ambicje i zew przygody.
Pierwsze kroki stawiamy z największą ostrożnością – poprowadzona szczytem skalnej grani ścieżka jest wąska i dość eksponowana – nieregularne podmuchy od strony doliny mogą sprawić, że kolejny krok postawimy nie do końca tam gdzie trzeba. W gorszych momentach idziemy skuleni, prawie w kuckach, aby zmniejszać powierzchnię naporu wiatru. Jest jeden plus – dzięki pełnym skupieniu na walce z wiatrem, do każdej przeszkody udaje się podejść zadaniowo. Znika gdzieś lęk wysokości i problem z trudnościami technicznymi. A tych jest coraz więcej – na szczęście wszystkie są ubezpieczone łańcuchami. O tak, do pokonywania Orlej Perci trzeba mieć dużo siły w rękach.
Szybko zdobywamy Mały Kozi Wierch, skąd rozciąga się panorama na wszystkie strony. Widać też dalszy przebieg szlaku. Po zejściu czeka nas kolejny w miarę płaski odcinek, a następnie ostre zejście przez Zmarzłą Przełączkę Wyżnią. W tym miejscu, szczególnie gdy jest ślisko, należy bardzo uważać gdzie się stawia nogi i pod żadnym pozorem nie puszczać łańcucha. Z ukojeniem odpoczywamy od wiatru idąc dalej wzdłuż północnej ściany grani.
Wychodzimy z powrotem w bardziej eksponowany teren i podziwiamy charakterystyczny dla Orlej Perci głaz, widoczny doskonale z Doliny Pięciu Stawów. Z naszej perspektywy wygląda, jak zawieszony nad przepaścią. Obowiązkowe zdjęcie i ruszamy dalej, na pohybel coraz większym podmuchom!
Orla Perć – widok od Zawratu w kierunku wschodnim.
Nieśmiało przedzierające się przez chmury słońce nie dotarło do Kościelca, widocznego w tle.
Zejście z Małego Koziego Wierchu.
Zmarzła Przełączka Wyżnia – po pokonaniu tego odcinka udaje nam się chwilę odpocząć od wiatru.
…ponownie mamy doskonały widok na Czarny Staw Gąsienicowy i całą dolinę.
W kierunku Koziej Przełęczy – na drugim planie groźny Kozi Wierch.
Drabinką w dół wprost do Koziej Przełęczy
Dochodzimy do słynnej drabinki, która prowadzi na Kozią Przełęcz. Kilkumetrowa przeszkoda to trudność głównie psychiczna – najgorzej oczywiście zrobić pierwszy krok 😉 Choć muszę przyznać, że schodząc z niej też dość długo się zastanawiałem gdzie postawić nogę. Ostatnie łańcuchy i jesteśmy na Koziej Przełęczy. Z wnętrza to miejsce przypomina niewielką rozpadlinę między dwoma masywami skalnymi – nie ma kompletnie miejsca na odpoczynek. Mogą się tu tworzyć zatory (jak w naszym przypadku) – przez przełęcz przebiega także żółty szlak z Doliny Gąsienicowej do „Piątki”. My, wymęczeni warunkami, postanawiamy zejść z Orlej Perci właśnie w kierunku Pięciu Stawów, a dalszy odcinek do Granatów zostawić sobie na następny raz.
Drabinka prowadząca do Koziej Przełęczy. Wybaczcie jakość – wiatr dosłownie wyrywał aparat z ręki.
Drabinka widziana z perspektywy dalszej części Orlej Perci (zdjęcie sprzed kilku lat).
Kozia Przełęcz – czerwony szlak w kierunku Koziego Wierchu. My zostawiliśmy sobie ten odcinek na następny raz…
Widok z Koziej Przełęczy na fragment Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Schodząc po łańcuchach, szybko tracimy wysokość. Jednocześnie siła wiatru słabnie. Ostatni odcinek żółtego szlaku, to spokojne, wygodne zejście w dół po schodach. Dobijamy do głównego szlaku w kierunku schroniska i po krótkiej regeneracji udajemy się doliną Roztoki w kierunku Palenicy Białczańskiej.
Drugą część Orlej Perci (na odc. Skrajny Granat – Kozi Wierch) przeszliśmy w zeszłym roku – kliknij w zdjęcie aby przenieść się do relacji 🙂
Orla Perć – pamiętaj o zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa
Bez względu na umiejętności, doświadczenie i warunki pogodowe zawsze należy pamiętać, że Orla Perć jest najtrudniejszym znakowanym szlakiem w polskich Tatrach. Rokrocznie słyszy się o śmierci na tym szlaku, także wśród doświadczonych turystów z właściwym ekwipunkiem i obuwiem. Jeśli jesteś wrażliwy na ekspozycję i przepaście, podejdź do każdej trudności ze szczególną ostrożnością. Jeśli w podobnych miejscach strach Cię paraliżuje i nie jesteś w stanie postawić kroku dalej – nie wybieraj się w ogóle na grań. Równie wspaniałe widoki można podziwiać choćby z Przełęczy Krzyżne, Świnicy czy Kościelca. Mierz siły na zamiary, zadbaj o bezpieczeństwo swoje i innych.
Uważać należy szczególnie w miejscach zacienionych – najczęściej śliskich. Górskie buty za kostkę, zachowujące dobrą przyczepność, to absolutna podstawa. Podobnie nakrycie głowy – chroniące od słońca lub wiatru. Choć byliśmy tym razem na początku września, na grani nie panowały letnie warunki. Jak to dobrze, że każde z nas wzięło czapkę i rękawiczki 🙂
Zobacz także:



Cześć,
jestem właśnie w trakcie planowania swojej pierwszej kilkudniowej wyprawy rowerowej Świnoujście – Hel bardzo fajna stronka gratuluję.
Jeżeli chodzi o wycieczki w góry zdecydowanie odradzam spodnie dżinsowe już w przypadku dużego spocenia robią się nie wygodne, a w przypadku załamania pogody staną się mega nie wygodne. Polecam jakiekolwiek nawet tanie trekkingowe spodnie z marketu sportowego, nie krępują ruchów, są lżejsze i szybciej schną.
pozdrawiam
Paweł
Zdecydowanie masz rację! Zdjęcia i relacja pochodzą już teraz sprzed kilku lat, dawno porzuciłem jeansy na rzecz trekkingowej odzieży 🙂 pozdrawiam.