Dzika, skalista, niedostępna, otoczona najsilniejszymi prądami morskimi na świecie. Ponoć odwiedza ją zaledwie 1% turystów, wybierających się na Lofoty. Wyspa Væroy, oddalona o 90 minut rejsu promem od portowego Moskenes na Lofotach to opcja dla pragnących wyciszenia na odludziu, kompletnego oderwania się od cywilizacji i kontaktu oko w oko z nietkniętą ludzką ręką naturą.
W oczekiwaniu na okno pogodowe
Posępny krajobraz nagich szczytów co chwila przykrywany jest kolejną porcją gęstych chmur. Silny wiatr nie pozwala jechać, jednak syceni nieśmiało wychodzącymi promieniami słońca i mamieni pięknem natury brniemy dalej. Væroy o nieimponującej powierzchni dzielnicy, w której mieszkam, to wyspa pełna zakamarków i tajemnic. Zamieszkana przez zaledwie 750 osób, poza portowym Sørland wokół dominują góry, poprzecinane nielicznymi ścieżkami. Część z nich to znakowane szlaki piesze, prowadzące na przykład na piaszczyste plaże, tudzież wysokie klify wpadające wprost do wody.
Dla nas Væroy miała być wisienką na torcie lofotowej podróży rowerowej. Takie zakończenie z solidnym przytupem. Spędziliśmy 2 dni na penetracji zarośniętych, kamienistych ścieżek, czekając aż wiatr rozgoni psujące widoki chmury. Czy było warto?
Kierunek dla wybranych?
Niepewna i zmienna aura wyklucza możliwość wskazania najdogodniejszego terminu na eksploatację Væroy. Nawet jeśli dookoła świeci słońce, chmury przemieszczające się nad oceanem chętnie „zawieszają się” na strzelistych wierzchołkach gór. Nim przepędzi je wiatr, tkwią nad wyspą całymi godzinami. A przecież jesteśmy tu dla tych cudnych punktów widokowych! Najsłynniejszy, Håen (lub Haheia), pozwolił nam tylko stanąć na swej powierzchni i podziwiać gęstą mgłę wokół… podobnie mieliśmy na szczycie Hornet. Na okno pogodowe nie było szans. Może ktoś z Was będzie miał więcej szczęścia!
Håen (438 m.n.p.m.) – tak miało być, a widzieliśmy tylko mleko!
Źródło: reddit.com
Sørland – jedyna zamieszkana miejscowość na wyspie.
Cmentarz w Nordland. W tle niezamieszkała wyspa Mosken, wyglądająca jak ogromna skała wbita w powierzchnię wody. Mieszkańcy Lofotów w sezonie pasą na niej owce.
Trekking na Væroy
1. Renesans opuszczonej wioski Måstad
Długość: ok. 13 km (w obie strony)
Czas: 4-5 godzin
Trudności: niskie, niewielkie przewyższenia
Na Væroy wytyczono kilka szlaków pieszych – najpopularniejszy (choć absolutnie niezadeptany) prowadzi z okolic dawnego lotniska Nordlandshagen do niezamieszkałej (przynajmniej teoretycznie – ale o tym za chwilę), rybackiej osady Måstad.
Przed wejściem na szlak znajduje się skromny parking, sanitariaty z bieżącą wodą i mapa wyspy, która kształtem przypomina T-Rexa z odciętym ogonem 😉 Obok jest nieformalne pole biwakowe z całkiem niezłym widokiem i dostępem do plaży. Ruszamy szerokim traktem pod górę, przy odgałęzieniu na szczyt Hornet droga zamienia się w wąską ścieżkę. Tak już zostanie do końca. Pilnujcie wydeptanego szlaku – oznaczeń jest dość mało a nie polecam się zgubić, testowaliśmy w drodze powrotnej, to nic przyjemnego 😉
Maszerując ostrym zboczem północnego wybrzeża Væroy po lewej podziwiamy niebosiężne skały, po prawej lazurowe zatoczki obsiane różnej wielkości głazami, o które silne fale rozbijają się z łoskotem. W pewnym momencie dochodzimy do najwęższej części wyspy (szyja dinozaura 😉 ) – góry opadają w przełęcz, którą my przedostajemy się na drugą stronę. Ścieżka zostaje wchłonięta przez kamienistą drogę. Wolny od roślinności jest jedynie jej wąski, wydeptany pasek – niemniej droga prowadzi od położonego w dolinie Måstad do wybrzeża na przeciwległym brzegu wyspy. Nie udało mi się dotrzeć do informacji, czemu służyła i w jakich latach ją wybudowano. Być może głębokość wody w porcie w miejscowości była niewystarczająca, więc zdecydowano się „przebić” na drugą stronę, a kutry dopływały od otwartego morza? Luźne spekulacje.
Faktem jest, że historyczna droga stworzyła możliwość wytyczenia fantastycznego szlaku, który na tym odcinku wiedzie wysokim klifem. Akurat pogoda się poprawia – patrząc w stronę Sørland widzimy poszarpane wybrzeże i wysokie skały, kierując wzrok przed siebie dostrzegamy już zabudowania opuszczonej rybackiej wioski.
Do Måstad schodzimy kwiecistą łąką w pełnym słońcu i silnym wietrze. Już z daleka pastelowe domki wydają się zbyt kolorowe, a trawa zbyt przystrzyżona. Czy na pewno nikt tu nie mieszka? Podchodząc bliżej nie mamy już złudzeń – trudno dostępne, wymarłe Måstad (tak opisywane we wszelakich źródłach) staje się powoli miejscowością letniskową. Coś, jak nasze rodzinne ogródki działkowe – z tym, że bez prądu i z NIECO lepszym widokiem.
Początkowo czujemy zawód, ale nie można mieć do ludzi pretensji o to, że chcą odpocząć w tak wspaniałym miejscu. Wokół tylko wiatr, kwilenie mew i rytmiczne uderzenia fal o brzeg…
Nordland. To mogłoby być moje miejsce na ziemi. W tle widoczne podejście na Hornet.
Pokonujemy przełęcz. Dopiero lipiec, ale roślinność sugeruje rychłe nadejście jesieni.
Widok na południowe wybrzeże Væroy.
Ostatnie kroki spokojnego zejścia do Måstad.
Nienagannie wyglądający domek letniskowy w Måstad. Chyba dobrze, że ktoś tchnął w niego nowe życie.
Jeden z dwóch opuszczonych budynków w wiosce. Ten wyglądał na szkołę – w środku ostały się ławki.
Asia i Piotrek – zadowoleni i fotogeniczni, jak zawsze 🙂
2. Dwie drogi na Hornet
Długość: ok. 4 km (w obie strony)
Czas: 2 godziny
Trudności: dość spore
Jeden z ciekawszych szczytów wyspy Væroy, na który prowadzą szlaki z dwóch stron. Opiszę to trudniejsze podejście, które sam postanowiłem wybrać 😉
Podobnie jak w przypadku wycieczki do Måstad, rozpoczynamy w okolicy pola biwakowego w Nordland. Idziemy pod górę, w pewnym momencie niepozorna tabliczka z napisem „Hornet 0,5 h) wskazuje ścieżkę pnącą się ostrym żlebem w mgłę. Od tego momentu z każdym krokiem zdobywamy wysokość. Jest trochę ekspozycji, czasami trzeba pomóc sobie rękami. Dodatkowa trudność to mokre podłoże (kiedy idziecie w chmurach lub po deszczu) i sypkie kamienie – łatwo się poślizgnąć.
Ani się obejrzycie, staniecie na szczycie grani. Za plecami gdzieś daleko majaczy pole biwakowe i ledwo widoczna plaża, z przodu kręta, asfaltowa droga, prowadząca do stacji meteorologicznej. Na szczyt jeszcze kawałek – skręcamy w prawo, kawałek płaskiego odcinka granią i znów pod górę. Ostatnie 10 minut łatwego podejścia i jesteśmy 346 metrów nad ziemią.
Na Hornet można wejść także od strony Sørland-Marka. Szlak dłuższy, ale zdecydowanie łatwiejszy.
Hornet (346 m.n.p.m.) – ten po prawej.
Źródło: flickr.com
Skrzyżowanie szlaków – Kasia, zaliczamy jeszcze Hornet? 😉
3. Håen – Væroy jak na dłoni
Długość: ok. 6,5 km (w obie strony)
Czas: 3-4 godziny
Trudności: niewielkie
Væroy jak na dłoni… pod warunkiem odpowiedniej pogody. Jeżeli traficie na bezchmurne niebo, możecie uznać się za wyjątkowych szczęściarzy – podczas naszego dwudniowego pobytu Håen twardo chowało się za gęstymi chmurami.
Punkt widokowy widać już z portu w Sørland – znajduje się tuż za stacją meteorologiczną, widoczną z każdego miejsca wyspy niczym Pałac Kultury w Warszawie. Oby dojechać do szlaku musicie skręcić w Sørland w kierunku „Marka” (w lewo, jadąc od portu). Parking i ławeczki znajdują się jakieś 2 km od centrum.
Do wyboru są dwie opcje – dłuższa, prowadząca do samej stacji meteo drogą asfaltową (która wije się w nieskończoność, trawersując zbocze) albo „skrót” – ścieżka ścinająca wszystkie serpentyny, ale o większym promieniu nachylenia. Na tym etapie widoki są średnie, za plecami rozpościera się jedynie panorama Sørland.
Gdy dojdziecie do długiej, asfaltowej prostej – podążajcie nią do stacji meteorologicznej. Trzeba przejść przez teren budynku, wejść po kilku schodkach… i już! Ukaże Wam się ten rajski widok z początku posta 😉 My krzyknęliśmy tylko z zawodem „no nieeee”, skonsumowaliśmy drugie śniadanie i zeszliśmy z powrotem, bo zaczęło się robić zimno 😉
*opcja dla wytrwałych: w drodze powrotnej możecie „dorzucić” sobie spacer grzbietem w kierunku szczytu Hornet. Od stacji meteo podążajcie ścieżką najbliżej grani, nie tracąc wysokości. Momentami dostrzeżecie po drugiej stronie północne wybrzeże i szlak do Måstad (być może już tędy szliście). Po pół godzinie dochodzicie do skrzyżowania ścieżek, stąd na Hornet już rzut beretem. Widoki ze szczytu ponoć fenomenalne (ponownie, nie w naszym przypadku). Zejść możecie z powrotem do Sørland Marka lub w drugą stronę, na pole biwakowe w Nordland (patrz punkt 2).
Stację meteorologiczną widać już z promu.
No to w drogę!
Informacje praktyczne
Będąc na wyspie w wielu miejscach znajdziecie tablice z dokładną mapą wszystkich szlaków. Poniżej zamieszam te, o których przeczytaliście na blogu:
Jak się dostać na Væroy?
Ze względu na poważny wypadek samolotu kilkanaście lat temu, na Væroy można dopłynąć wyłącznie promem z Bodø lub Moskenes. W sezonie (lipiec-sierpień) pływają 2-3 promy każdego dnia w różnych kierunkach, poza sezonem (wrzesień-czerwiec) 1-2 promy dziennie. Niektóre kursy w kierunku Bodø zahaczają jeszcze o wyspę Rost, więc podróż się może wówczas wydłużyć. Rozkład dostępny na stronie przewoźnika (klik) – obecny plik z rozkładem jest dostępny tutaj.
Prom do Bodo płynie ok. 4-5 h, koszt to ok. 100 zł od osoby (rower za darmo).
WAŻNE: W niesprzyjających warunków pogodowych (np. sztormu), promy nie pływają do czasu poprawy pogody. Należy mieć to na uwadze i zostawić sobie lekki zapas czasu przed samolotem powrotnym do Polski.
Dodatkową opcją jest helikopter, który lata do Bodø dwa razy dziennie. Podróż trwa jedynie 20 minut, ale kosztuje sporo więcej.
Sklepy, restauracje
W Sørland znajduje się jedyny sklep na wyspie (Coop). Całkiem dobrze wyposażony, ceny nie są wiele wyższe w stosunku do tych na kontynencie. Naprzeciwko marketu znajduje się jedyna restauracja na wyspie.
Pogoda
Podobnie jak na całym archipelagu Lofotów, tak i na Væroy sezon trwa krótko. Zaczyna się w lipcu, kończy w drugiej połowie sierpnia, jednak eksploracja wyspy w tym okresie nie daje gwarancji doskonałej pogody (jak w naszym przypadku). Nierzadko się zdarzy, że akurat najdzie chmura i zasłoni widok na najpiękniejsze miejsca lub też zmoczy was do suchej nitki. Wiatr także nie należy do rzadkości, w końcu znajdujemy się na środku wielkiej wody! Nie zapomnijcie zabrać czapki i rękawiczek nawet w środku lipca.
Od początku czerwca do połowy lipca trwa pełny dzień polarny, słońce nie chowa się w ogóle za widnokrąg. Ze względu na klimat morski nawet zimą na Væroy nie ma trzaskających mrozów – to jedno z niewielu miejsc na tej szerokości geograficznej, gdzie średnia temperatura dodatnia utrzymuje się cały rok.
Væroy – oczywiście, że warto!
Mam nadzieję, że opisem i (przede wszystkim!!) zdjęciami udowodniłem zagadkową hipotezę, zawartą we wstępie tego wpisu. Væroy to rajska wyspa północy. I pamiętajcie, nie ma złej pogody – są tylko źle ubrani turyści! 🙂
A na końcu zapraszam na blogowy kanał na Youtubie, gdzie nie mogło zabraknąć filmu z wizyty na Vaeroy 🙂 Obejrzyj, warto 🙂
Zobacz także:


