Smukłe sylwetki wieżowców sięgają chmur i wyglądają niczym wyrastające wprost z wody. Niektóre osiągają nawet 230 metrów – pomimo tego, zadzierając głowę do góry nie czujemy się przytłoczeni. Po wiadukcie mknie bezobsługowy pociąg, zatrzymując się na stacji w środku biurowca. Tuż obok, na trzecim piętrze fantazyjnego budynku znajduje się tropikalny ogród. Tu rządzi pieszy – zagospodarowanie przestrzeni wręcz uniemożliwia korzystanie z samochodu. Harmonijne połączenie miejsca pracy i wypoczynku – naiwna utopia? Oceńcie sami. Zapraszam na spacer po Canary Wharf.
Brytyjskie drapacze chmur
Wychodząc ze stacji metra wita nas wesoły chlupot fontanny i pusta ulica. Na wprost wznosi się One Canada Square – drugi najwyższy budynek Wielkiej Brytanii. Idziemy w bliżej nieokreślonym kierunku, mijając śródziemnomorskie rośliny w klombach i donicach. Jest niedziela, mało kto pracuje – czujemy się trochę jak w wymarłym mieście. Dochodzimy do Westferry Circus, nad brzeg Tamizy i obserwujemy fenomenalny widok na oddalone o kilka kilometrów centrum Londynu.
One Canada Square do 2012 roku był najwyższym budynkiem Wielkiej Brytanii. Obecnie wyprzedza go The Sharp – wieżowiec w kształcie strzelistej piramidy, znajdujący się w londyńskim City.
Wejście do stacji metra Jubilee Line.
Widok na centrum Londynu z zachodniej części Canary Wharf.
Canary Wharf – współczesne zagłębie biurowe Londynu?
Poszukując nowoczesnej twarzy Londynu pierwsze kroki należy skierować do dzielnicy Canary Wharf – współczesnego, biznesowego serca brytyjskiej stolicy. Imponujące drapacze chmur o śmiałych, lekkich kształtach, stanęły na miejscu tzw. doków – magazynów i warsztatów portowych, które funkcjonowały tu z powodzeniem aż do lat 80-tych.
Canary Wharf, poprzecinana sztucznymi kanałami, okalającej dzielnicę Tamizy, to miejsce wybitnie przyjazne człowiekowi. Choć niektóre budynki liczą sobie nawet 50 pięter, duża ilość zieleni, małe placyki, liczne kładki nad kanałami i mądre zaplanowanie ciągów pieszych minimalizują uczucie przytłoczenia. Wręcz przeciwnie, postanowiono tu praktycznie zrezygnować z samochodów – skromna siatka ulic oraz wysokie opłaty za wjazd do specjalnie wyznaczonej strefy skutecznie zniechęcają zmotoryzowanych. Po wyspach kursują autobusy, a sprawną komunikację z centrum Londynu i innymi dzielnicami zapewnia otwarta pod koniec lat 90-tych linia metra Jubilee Line oraz bezobsługowe pociągi naziemne Docklands Light Railway. Kursująca z wysoką częstotliwością kolejka, poruszając się po naziemnym wiadukcie, łączy londyńskie City z Canary Wharf, zapewniając również sprawną komunikację wewnątrz skoncentrowanego obszaru dzielnicy.
Na tym obszarze jednak nie zawsze było pięknie i różowo. Znaczenie portowych terenów w tej części Londynu mocno spadło już w latach 60. ubiegłego wieku. Dwie dekady później postanowiono rozpocząć rewitalizację tych terenów, wprowadzając firmy zajmujące się przemysłem lekkim. Działania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu – w latach 90. projekt został przejęty przez kanadyjczyków, jednak niekorzystna sytuacja gospodarcza i brak szybkiej komunikacji z centrum Londynu również doprowadził do porażki. Dopiero w okolicach 1995 roku zaczęły powstawać pierwsze szklane biurowce. Po otwarciu metra i „lekkiej kolejki” rewitalizacja terenów znacznie przyspieszyła, drapacze chmur zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu.
Docklands Light Railway (DLR) w ścisłym centrum Canary Wharf ma trzy stacje.
Sam przejazd stanowi nie lada atrakcję – w wagonach nie ma kabiny maszynisty, można usiąść z przodu i obserwować drogę. Ja jeszcze z tego nie wyrosłem 😉
Canary Wharf jako atrakcja turystyczna
Dzisiaj Canary Wharf to prestiżowa dzielnica, łącząca w sobie funkcje pracy, wypoczynku, handlu i rozrywki. Przechadzając się po okolicy ma się wrażenie, że wszystko ze sobą harmonijnie współgra – wychodząc przed większość budynków po chwili znajdujemy się nad wodą. Ograniczenie ruchu kołowego do minimum umożliwiło odzyskanie znacznej przestrzeni na małe skwery, parki, knajpki i miejsca odpoczynku nad wodą. Canary Wharf się wciąż rozbudowuje – sam odwiedziłem to miejsce dwa razy w przeciągu 3 lat i widzę sporą różnicę. Chociaż właściwie 100% obszaru jest zagospodarowane, człowiek dobrze się tam czuje (nawet jeśli stroni od miast i zwykle szuka wytchnienia na łonie dzikiej przyrody 😉 ).
Budynek, mający chyba w założeniu przypominać ogromny statek lub barkę. Na najwyższej kondygnacji znajduje się ogólnodostępny, całoroczny ogród.
Piesza kładka prowadząca do starej części doków. W tle hotel Marriott.
Nie zapomniano o tradycji i korzeniach – przy północnym doku zrewitalizowano kilka ceglanych budynków, które były tu obecne przed drapaczami chmur. Obecnie pełnią funkcje usługowe i hotelowe.
Widok na rozbudowujące się Canary Wharf z okolicy obserwatorium w Greenich.
Zobacz także:



Byłem w tym roku z córką, na tydzień. Nie tęsknię za centrum Londynu, a właśnie za Canary Wharf, nie wiem czemu, jest jakaś magia w tym miejscu, magiczny park z metasekwojami w środku, dookoła woda, szkło i stal
To prawda, miejsce jedyne w swoim rodzaju 🙂