Zjeżdżamy z asfaltówki prowadzącej do Kazbegi – po chwili pod kołami auta chrzęści szuter. Przejeżdżając przez ospałe o poranku wioski podziwiamy trawiasto-skaliste zbocza, oświetlone promieniami wczesnojesiennego słońca. Dolina się zwęża; potok, wzdłuż którego brzegu dopiero jechaliśmy, jest teraz ledwie dostrzegalny z piętrzącej się w górę drogi. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do kilkunastu domostw, luźno rozrzuconych po pagórkach. Kontrastująca z otoczeniem restauracja stojąca przy drodze, jest jakby z innego świata. Nasz kierowca gasi silnik. – „My pribyli, eta Dolina Juta” – znudzonym głosem oznajmił koniec przejażdżki. A my? Wyjmujemy plecaki z bagażnika, umawiamy się z nim za 7 godzin w drogę powrotną i ruszamy na szlak.
Dolina Juta – tutaj nie dojedziesz marszrutką
Ostatnio czytaliście u mnie relację ze szlaku na Kazbek – najchętniej odwiedzanej trasy trekkingowej w Gruzji. Teraz przyszła pora na mniej popularne zakątki Kaukazu. Dolina Juta – zapraszam na krótką wycieczkę po okolicach wioski, położonej na 2140 m.n.p.m. Nie zabraknie wysokogórskich widoków – w końcu nie po to przyjechaliśmy w Wysoki Kaukaz, by kręcić się po łatwych ścieżkach wśród łąk 😉
I choć ośnieżony masyw Chaukhi, u podnóża którego wiedzie nasza wąska dróżka, nie jest tak wysoki jak Kazbek czy Ushba (bo ma „zaledwie” ok. 3600 m), widoki są równie imponujące. Generalnie jestem zdania, że nie powinno się porównywać konkretnych szlaków czy dolin biorąc pod uwagę statystyki. Niekoniecznie dany szczyt, choć NAJwyższy, musi też być NAJpiękniejszy albo NAJtrudniejszy. Obiektywną prawdą jest natomiast zdecydowanie mniejsza ilość turystów w stosunku do szlaku prowadzącego na Kazbek, co czyni Jutę zacisznym i odludnym miejscem. Szczególnie pod koniec września, kiedy mieliśmy okazję ją odwiedzać. Nie bez znaczenia jest brak regularnego transportu z Kazbegi, mimo, że odległość dzieląca obie miejscowości to zaledwie 20 kilometrów.
Juta w całej okazałości. Po prawej stronie widać bydynek guesthouse’u, nie pasujący do reszty.
Oko w oko z pasterskim Kaukazem
Wracając do napoczętej historii w nagłówku… Ruszamy! 😉 Ze względu na ograniczony czas, nie mamy zbyt dużego pola manewru. Wpierw postanawiamy pójść przedłużeniem doliny, którą jechaliśmy samochodem. Tak nam doradzono wcześniej, jednak po kilkudziesięciu minutach marszu droga staje się dość monotonna, a ośnieżone masywy dopiero zaczynają się wyłaniać zza kolejnych pagórków.
Za którymś zakrętem, w oddali widzimy namioty pasterzy. W głowie momentalnie zapala się czerwona lampka – jest namiot, będzie i pies. I to nie byle jaki pies – Kaukaz, taki minimum 90 kilogramowy. Kiedy tylko nas wyczuje, wybiegnie na mało przyjacielskie powitanie i jeśli pasterz go w porę nie zawoła, możemy mieć problem. Możecie myśleć, że przesadzamy – jednak z psami pasterskimi w Gruzji naprawdę nie ma żartów. Nauczone bezwzględnej obrony swojego stada przed drapieżnikami (np. wilkami), potrafią każdego obcego człowieka potraktować jak wroga. Szczególnie niebezpieczne są miejsca oddalone od głównych szlaków turystycznych, gdzie psy i ich właściciele nie są przyzwyczajeni do widoku kogoś obcego. Miałem okazję widzieć je w akcji kilka dni wcześniej. Oj, nie chciałbym tego powtórzyć…
Nasze próby obejścia szerszym łukiem pasterskiej osady spełzły na niczym. Już po chwili, biały bydlak niczym wystrzelony z procy biegnie prosto na nas. Zamarliśmy. Po kilkunastu sekundach trwających wieczność, pasterz, dostrzegłszy nas, przywołał psa do siebie. Posłuchał. Uff 🙂
Dolina Juta – drogą w górę potoku.
Osada pasterska, z której wybiegł do nas krwiożerczy Kaukaz 😉
Ucywilizowana wersja wodopoju- jest nawet ogólnodostępny kubek!
Dolina Juta w pełnej okazałości – strzeliste wierzchołki masywu Chaukhi
Niezależnie od tej sytuacji, zdecydowaliśmy się zawrócić i poszukać szlaku w kierunku masywu Chaukchi. Dolina Juta nie dostarczyła nam na razie wystarczających, widokowych wrażeń 🙂 Wróciliśmy do wioski i bez trudu odnaleźliśmy niebieski szlak, pnący się ostro w górę. Minęliśmy kemping Zeta (przyjemne miejsce z bujanymi ławeczkami i niewielką knajpką) – choć turystów w tym miejscu jak na lekarstwo – był czynny! W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się tam na lemoniadę 🙂
Jeszcze godzinka marszu i naszym oczom ukazuje się ogromny masyw Chaukhi. Posiadający siedem wierzchołków, nazywany jest Dolomitami Kaukazu. Majestatyczne, strzeliste szczyty zdają się wyrastać wprost z dominujących wokół, zielonych hal i wręcz nie pasować do otoczenia. Na jeden z nich prowadzi droga (Rcheulishvili – 3642 m), ponoć część biur podróży organizujących wycieczki po Gruzji ma w swojej ofercie wejście na niego, choć nie wiem, czy jest to możliwe również indywidualnie, bez asekuracji.
Główny szlak wiedzie aż na przełęcz Chaukhi (3431 m), o czym dowiadujemy się jeszcze z tablicy stojącej w Jucie. Dalej prowadzi obok kilkunastu jeziorek, ukrytych w cieniu lodowca Abudelauri. Docelowo (mając do dyspozycji 2-3 dni) z Juty można dojść aż do miejscowości Roshka, leżącej na trasie do Shatili w Tuszetii. Szlakiem to ok. 30-35 kilometrów. Bardzo kusiła nas opcja, aby kolejnego dnia wyruszyć właśnie w taką trasę, niestety przewidywane pogorszenie pogody i bilet na samolot do Polski za 5 dni brutalnie sprowadziły nas na ziemię. Niemniej na etapie, do którego doszliśmy widoki też były niczego sobie 🙂
Jak się zapomniało noża, trzeba sobie jakoś radzić! 😉
A po męczącej tułaczce po górach…. czas na piwo Kazbegi! 🙂
Dolina Juta – informacje praktyczne
- Dojazd: do Juty nie kursują żadne marszrutki. Można tu dojechać jedynie rowerem lub wynajętym samochodem. Każdego dnia (w sezonie), na głównym placu w Kazbegi stoją kierowcy, którzy za 70-80 GEL w dwie strony zawiozą Was do Juty. Przy wysiadaniu po prostu umawiacie się z kierowcą, o której godzinie ma przyjechać z powrotem. Nie martwcie się zbytnio, jeśli się nieco spóźni (jak w naszym przypadku). Gruzini mają luźniejsze podejście do czasu niż my 🙂 Ze względu na stan drogi, nie polecam tam wjeżdżać autami o niskim zawieszeniu.
- Szlaki: Dolina Juta oferuje właściwie trekking w dwóch kierunkach – w głąb doliny (wariant, który wybraliśmy w pierwszej kolejności) oraz w kierunku masywu Chaukhi i przełęczy o tej samej nazwie. Pierwsza opcja to wygodny, przyjemny spacerek wzdłuż potoku. Druga trasa to szybkie zdobywanie wysokości – bardzo atrakcyjna widokowo. Można nią dojść na jeden ze szczytów masywu (Rcheulishvili) lub do lodowca Abudelauri i po kilku dniach marszu do miejscowości Roshka, skąd istnieje możliwość powrotu do Tbilisi marszrutką bądź płatnym stopem. Czas przejścia od Juty do przełęczy Chaukhi żwawym tempem to ok. 6h w jedną stronę. Na całej trasie nie ma problemu z dostępnością wody ze strumieni.
- W Jucie funkcjonuje restauracja i guesthouse. Nie znam cen, jednak jest możliwość rezerwacji przez internet (np. na portalu airbnb.pl, booking.com). Ponadto kilkanaście minut drogi szlakiem od miejscowości (w kierunku Chaukhi) znajduje się pole namiotowe Zeta, wyposażone w sanitariaty i przyjemną knajpkę z przystępnymi cenami.
Zobacz także:



Drobna korekta – masyw nazywa się Chaukhi, bo Chakvi znajduje się między Batumi a Kobuleti nad Morzem Czarnym.
Jasne, masz rację. Dzięki, już poprawiłem 🙂