Przemierzamy dalej Białoruś, której niezwykła stolica kryje w swej historii wiele ciekawostek. Mińsk został prawie doszczętnie zburzony podczas II Wojny Światowej. Na jego gruzach zbudowano nowe miasto, którego ideą architektoniczną był socrealizm podobny do moskiewskiego. W efekcie centrum największego miasta Białorusi ma szansę zostać wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako idealne miasto socrealizmu. Pomimo zmęczenia całodniowym zwiedzaniem i trasą nie mogliśmy doczekać się kolejnego dnia, aby zobaczyć je na własne oczy.
Zapraszam do lektury drugiej części jesiennej wyprawy moich znajomych na Białoruś!
Białoruś – stołeczny Mińsk perłą socrealizmu
Na zwiedzanie Mińska przeznaczyliśmy dwa dni, z obawą, że to jednak trochę za mało. W związku z tym, że w hotelu pojawiliśmy się późno wieczorem nie mieliśmy okazji przyjrzeć się jego okolicy. Hotel „Wojaż” znajduje się w zachodniej części stolicy, tuż przy obwodnicy Mińska wśród bloków mieszkalnych. Zawinięci pod szyję w zimowych kurtkach, przy mrozie i porannych promieniach słońca ruszyliśmy w kierunku najbliższej stacji metra (15 min). W związku z tym, że planowaliśmy poruszać się głównie pieszo zakupiliśmy kilka biletów na tramwaj/trolejbus/autobus oraz żetony na metro i udaliśmy się do centrum.
Ciekawa bryła naszego hotelu.
Słoneczny Plac Niepodległości i wejście do Mordoru
Pierwszym „must see” był niesamowity Plac Niepodległości, zwany również Placem Lenina. Zanim do niego dotarliśmy, zaopatrzeni w gorącą kawę znaleźliśmy się pod fascynującym, monumentalnym budynkiem poczty. Budowla mieszcząca się przy czteropasmowej arterii przecinającej centrum Mińska, wzbudziła w nas podziw. Szczególną uwagę przykuwają potężne kolumny, łuk w centralnej części budynku oraz znajdujące się nad nim zdobienia z charakterystycznym symbolem komunizmu. Od tej pory sierp i młot towarzyszą nam nieodłącznie w zwiedzaniu stolicy.
Budynek Poczty Głównej.
Podobne zdobienia znajdują się na większości budynków państwowych.
Minęliśmy pocztę i dotarliśmy do pierwszego celu. Na Placu Niepodległości powitało nas piękne słońce oświetlające Dom Rządu wybudowany w 1934 roku. Obecnie pełni on rolę siedziby parlamentu. Na co zwróciliśmy największą uwagę? Powiewająca na bezchmurnym niebie flaga, poniżej godło Białorusi, a przed głównym wejściem do budynku dumnie prezentujący się pomnik jednej z najbardziej rozpoznawanych postaci historycznych – Włodzimierza Lenina. Obok parlamentu znajduje się również wysoki budynek Uniwersytetu Pedagogicznego oraz nie wpisujący się w styl socrealizmu Kościół Świętego Szymona i Świętej Heleny z 1910 roku, zbudowany w całości z czerwonej cegły. Obecnie odprawiane są tam msze również w języku polskim. Podziwiając architekturę wokół placu zwróciliśmy uwagę na intrygujące kopuły przypominające kształtem fontanny. Te nasze „fontanny” okazały się świetlikami dachowymi trzykondygnacyjnej podziemnej galerii handlowej, wielkiego parkingu oraz wejścia do metra.
Postać, której nie trzeba przedstawiać 🙂 W tle Dom Rządu.
Rekreacja z rodziną na placu Niepodległości.
Jeden ze świetlików podziemnej galerii handlowej.
Dyskutując o genialnym pomyśle umiejscowienia nowoczesnych sklepów pod ziemią bez zakłócania spójności architektonicznej placu, zmierzamy w kierunku Placu Przydworcowego. „Szybki tour” po dworcu kolejowym i stanęliśmy pod głównym wejściem podziwiając dwie wieże symbolizujące Wrota miasta. Jedenastopiętrowe budynki zaprojektowane przez leningradzkiego architekta idealnie wprowadzają nas do socrealistycznego Mińska. Na jednej z wież znajduje się godło Białoruskiej SRR, zaś drugą zdobi największy na Białorusi zegar – trofeum z II Wojny Światowej, zbudowane na przełomie XIX i XX wieku w Niemczech. Zarówno godło, jak i zegar są ogromne – ich średnica to 3,5 metra! (Pisząc relację zastanawialiśmy się gdzie w mieszkaniu zmieściłoby się godło, zostaje tylko sufit w salonie, ewentualnie balkon, tylko co na to sąsiedzi?).
Dwie wieże w lustrzanym odbiciu dworca.
Idealna symetria? Znajdź różnice!
My jesteśmy malutcy czy one takie ogromne?
Przechadzając się ulicami Marksa, Engelsa, Kirowa i Lenina oglądamy kolejne budynki władz państwowych, uczelni wyższych i obiektów kulturalnych. Mimo tego, że wszystkie zachwycają zdobieniami oraz potęgą, kilka z nich zasługuję na szczególną uwagę. Z pewnością zwiedzając Mińsk nie można pominąć Narodowej Opery Teatru Wielkiego, Filharmonii oraz ciekawostki jaką jest Cyrk.
Budynek jakich wiele na skrzyżowaniu ulic Kirowa i Lenina
Zapraszamy na balety do Teatru Wielkiego 😉
Cyrk w Mińsku nigdy nie odjedzie.
Zwierzęta biorące udział w przedstawieniach zapraszają na show.
Następnym miejscem, w którym warto spędzić dłuższą chwilę jest Plac Październikowy. Najbardziej rzucającym się w oczy budynkiem jest Pałac Republiki pełniący funkcję centrum kulturalno -konferencyjnego. Tuż obok, w towarzystwie wielu flag narodowych oraz kampanii Roku Kultury, stoi wyniosły budynek Pałacu Kultury Związków Zawodowych. W dni robocze plac świeci pustkami, co dodatkowo podkreśla jego ogrom. Po drugiej stronie Prospektu Niezależności, obok Skweru Aleksandrowskiego znajduje się Centralny Dom Oficerów oraz Dramatyczny Teatr Białoruskiej Armii. Dopełnieniem niesamowitego efektu, jaki robi monumentalny budynek jest kolejny na naszej drodze czołg T-34. Stojąc pod Domem Oficerów nie sposób nie dostrzec gmachu Pałacu Prezydenta znajdującego się na skrzyżowaniu ulic Marksa i Engelsa. Podziwiając budynek po raz kolejny doświadczyliśmy wrażenia, że jesteśmy malutcy w stosunku do otaczających nas cudów architektury socrealistycznej.
Jedno z głównych miejsc w Mińsku, a czujemy się, jakbyśmy byli tu sami…
Kampania Roku Kultury.
T-34 na straży Domu Oficerów.
Monumentalny gmach Pałacu Prezydenckiego.
Spacerując po centrum dotarliśmy do Parku Janka Kupały – poety, dramaturga i jednego z twórców białoruskiego języka literackiego. Na jego cześć nazwano również teatr, ulicę oraz stację metra w Mińsku. Park położony nad rzeką Świsłocz mienił się kolorami złota w popołudniowym jesiennym słońcu. Spędziliśmy w nim kilka chwil podziwiając alejki pełne liści, z widokiem na położone po drugiej stronie rzeki Ministerstwo Obrony oraz budynek państwowej telewizji wraz z wieżą nadawczą. Wyszliśmy z parku i podążając dalej Prospektem Niezależności minęliśmy niepozorny zielony domek, w którym utworzono w 1898 roku Socjaldemokratyczną Partię Robotniczą Rosji i dotarliśmy do Placu Zwycięstwa, na którym stoi nic innego jak Pomnik Zwycięstwa z wielką gwiazdą na szczycie. Zbaczając nieznacznie z głównej arterii miasta trafiliśmy na Komarowski Bazar – największy rynek w Mińsku. W ogromnej hali targowej można zakupić świeże produkty spożywcze, takie jak pieczywo, nabiał, mięso i ryby. Poza halą na stoiskach targowych można dostać warzywa, owoce, kwiaty – wszystko świeżutkie, jak zawsze prosto od babuszek w pięknych fartuszkach.
Jesień w Parku Kupały.
Propagandowe hasła wokół placu Zwycięstwa.
Komarowski Bazar.
Wyjątkowe spotkanie, wyjątkowy przewodnik
Zbliżała się godzina spotkania, więc szybko wróciliśmy metrem na Plac Październikowy, gdzie niecierpliwie wyczekiwaliśmy naszego nowego białoruskiego kolegi, który towarzyszył nam w kolejnych godzinach zwiedzania Mińska. W pierwszej kolejności zabrał nas na wyjątkową kawę z koniakiem i pyszną pianką do Uniwersamu. Od tego momentu uznaliśmy to miejsce za najlepsze na kolejne posiłki. Z jednej strony długiego korytarza rozciągają się lady z kotletami, pierożkami, puree, słodyczami, ciastkami i alkoholem, zaś z drugiej stół umożliwiający konsumpcję na miejscu. Z naszej strony polecamy kotlet po albańsku i meksykańskie krokiety na ostro, a do tego szklankę wódki. Po spożyciu udaliśmy się do sąsiedniego budynku, w którym od 1934 roku znajduje się pierwszy GUM – główny uniwersalny magazyn BSSR. Czteropoziomowy market jest podzielony na różne sektory – kosmetyki, odzież, sprzęt domowy, zabawki – w których można dostać prawie wszystko.
Wystawne i bogato zdobione wnętrze taniej jadłodajni.
Krokiety i kotlety.
Gosudarstwiennyj Uniwersalnyj Magazin.
Od „65 lat razem!”
Wychodzimy przez ciężkie drewniane drzwi wprost na prospekt i udajemy się pod siedzibę ostatniej takiej instytucji na świecie jaką jest KGB. Kilka szybkich zdjęć i korzystając z komunikacji miejskiej przemieszczamy się poza ścisłe centrum miasta pod Pałac Dzieci i Młodzieży. Odbywają się tam konkursy i zabawy intelektualne, zaś na pobliskim parkingu dzieci mogą nauczyć się jeździć gokartem, a nieco starsi małą Ładą.
Budynek Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego – KGB.
Sympatyczna bryła Pałacu Dzieci i Młodzieży 🙂
Nauka jazdy Ładą Oka.
W promieniach zachodzącego słońca przeszliśmy spacerem przez sąsiedni Park Zwycięstwa, z którego udaliśmy się do jednego z najnowocześniejszych budynków w Mińsku. Biblioteka Narodowa wzbudza wiele kontrowersji wśród mieszkańców, lecz jedno jest pewne – widok z jej dachu na panoramę stolicy jest nieporównywalny do niczego. W szczególności naszą uwagę przykuły mozaiki zdobiące sąsiednie bloki mieszkalne. Po zachodzie słońca udaliśmy się na zakupy do wielkiego marketu i obłożeni lokalnymi produktami zmierzaliśmy w gościnę do naszego białoruskiego kolegi i jego uroczej małżonki, z którymi spędziliśmy kilka godzin na rozmowach zarówno na poważne tematy, jak i śmiejąc się do rozpuku. Należy nadmienić, że rozmowy odbywały się w języku polskim, co było dla nas ogromnym udogodnieniem. Późną nocą wróciliśmy chwiejnym krokiem do hotelu przez las i osiedla mieszkaniowe, aby następnego poranka znowu wcześnie wstać.
Romantyczny zachód słońca w Parku Zwycięstwa.
Futurystyczny budynek Biblioteki Narodowej.
Nocna panorama miasta z 23 piętra.
Uniwersam idealnie wkomponowany w zabudowę mieszkaniową.
Bo jeden dzień to za mało!
Kolejny dzień również przywitał nas słońcem i październikowym mrozem. Tym razem nie wyruszyliśmy od razu do centrum, tylko przeszliśmy się po blokowiskach wypatrując ukochanych nam Ład i Moskwiczy, których nie ma zbyt wiele w kraju. Zaskoczyły nas czystość oraz estetyka wielkiej płyty, z jaką rzadko spotykamy się w Polsce. Ponownie wsiedliśmy w podziemną kolejkę i przemieściliśmy się do stacji Nemiga w centrum, gdzie zakupiliśmy w uniwersamie pyszne serki w czekoladzie, znane we wszystkich krajach na wschodzie. U nas są importowane głównie z Litwy. Na ścianie marketu w towarzystwie przybyłych z Zachodu restauracji znajduje się ogromna rzeźba. Po raz kolejny zachęcamy Was, drodzy Czytelnicy, do interpretacji napotkanego przez nas dzieła.
My udajemy się na spacer nabrzeżem Świsłoczy, podziwiając ogromny apartamentowiec na przeciwnym brzegu rzeki. Ścieżka doprowadziła nas do drugiej części Parku Zwycięstwa , w której znajduje się Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej oraz Pomnik Matki-Ojczyzny. Naszą uwagę przykuła flaga powiewająca na maszcie – brakowało na niej koloru zielonego. Przy mocniejszym podmuchu wiatru flaga rozwinęła się i naszym oczom ukazał się najbardziej charakterystyczny symbol ZSRR na czerwonym tle.
Kierujemy się w stronę wejścia do muzeum.
Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – lekcja historii
Zachęceni widokiem płacimy za wstęp do muzeum i możliwość fotografowania i ruszamy śladami Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-45. W środku znajdziemy mnóstwo dokumentów, w tym w języku polskim, zdjęć, medali, orderów, a nawet czołgi i katiuszę. Największym zaskoczeniem była Sala Chwały, która robi zapierające dech w piersiach wrażenie.
Jeden z wielu eksponatów – niszczyciel czołgów SU-100 wyprodukowany w 1944.
Medale i odznaczenia zdobią ściany muzeum.
„Pijemy wodę z Dniepra, będziemy Pić z Prutu, Niemenu i Bugu! Oczyścimy sowiecką ziemię z faszystowskiej nieczystości!”
Sala Chwały zwieńczona szklaną kopułą. Wokół na ścianach wypisane są nazwiska bohaterów ZSRR.
Lekko zniesmaczeni interpretacją, że rzekomo zostaliśmy oswobodzeni przez Związek Radziecki od faszyzmu, ruszyliśmy w kierunku mińskiego starego miasta. Miejsce to ogranicza się do kilku niskich kamieniczek i czterech świątyń. Ponieważ nasz czas w Mińsku dobiegał końca skorzystaliśmy z rady zaprzyjaźnionego Białorusina i udaliśmy się do knajpy Stary Mińsk znajdującej się naprzeciwko siedziby KGB przy Prospekcie Niezależności. Zgodnie z poleceniem zamawiamy Krambambulę na ciepło i przy stoliku z lekkim zaciekawieniem oczekujemy naszego zamówienia. Po chwili otrzymaliśmy gorący trunek w małej szklance. Zapach goździków, ale czuć moc alkoholu. Nie ma co wąchać, trzeba pić! Na zdrowie! Z rozgrzanym ciałem i duchem opuszczamy knajpę i wracamy do hotelu.
Przytulna kawiarnia vis a vis KGB.
Rozgrzewająca Krambambula.
Połock – z dala od turystów
Plan wycieczki był początkowo bardzo luźny. Pierwotnie chcieliśmy pojechać z Mińska do Mozyrza, lecz w ostatniej chwili wybór padł na Połock. Z rana zapakowaliśmy Ładę i po 200 km równych i szerokich dróg byliśmy na miejscu. Miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania turystom, lecz my zawsze znajdziemy coś dla siebie. Zaparkowaliśmy auto w „centrum” i główną Aleją Franciszka Skaryny ruszyliśmy w poszukiwaniu kawiarni. Jedyna otwarta restauracja serwowała tylko kawę trzy w jednym, ciastka i alkohole. Braki w asortymencie rekompensował widok na pomnik patrona ulicy – prekursora drukarstwa wschodniosłowiańskiego oraz piśmiennictwa białoruskiego. (Nie)pobudzeni kawą poszliśmy dalej szukać wrażeń i małomiasteczkowego życia na Białorusi. Aleja Skaryny zakończona jest szarym pomnikiem Oswobodzicieli Połocka i kolorowym blokiem. W pobliżu pomnika znajduje się socrealistyczny budynek Urzędu Miasta oraz drewniany domek, w którym obecnie mieści się Muzeum Ręcznego Tkactwa. Jednak najciekawszym budynkiem jest wyglądający na opuszczony, potężny Dom Oficerów. Zaglądając przez okna do kolejnych pomieszczeń oraz szukając wejścia stwierdziliśmy, że jednak ktoś tam pracuje. Po rezygnacji ze zwiedzania (nie)opuszczonego obiektu, udaliśmy się przez Czerwony Most na dworzec kolejowy i pod Pomnik Lenina. Korzystając z wizyty na Wschodzie przeszliśmy się przez bazar w poszukiwaniu części do naszej Łady. Zaskoczeni ich wysokimi cenami, ale za to z czeburekiem w rękach wracamy do samochodu i jedziemy do sąsiedniego Nowopołocka.
Nasza Łada w drodze do Połocka.
Pomnik urodzonego w Połocku Franciszka Skaryny.
Kolejni Oswobodziciele…
Siedziba Muzeum Tkactwa Ręcznego.
(Nie)opuszczony Dom Oficerów.
Lenin z rurą w ręce przed dworcem kolejowym 😉
W dzisiejszym asortymencie czeburaki i pierożki z mięsem, kapustą, ziemniakami, parówką…
Nowopołock – jeszcze dalej od turystów
Osada założona w 1958 roku zdobyła prawa miejskie pięć lat później. Wszystko za sprawą rafinerii ropy naftowej zajmującej dzisiaj ponad połowę powierzchni miasta. Nie spodziewaliśmy się zbyt wielu atrakcji po tym miejscu. Mieszkańcy mają do dyspozycji tereny zielone wokół Dźwiny, nowoczesne kino 3D „Mińsk”, plac przed ratuszem z pozamykanymi na trzy spusty dwiema restauracjami i to chyba wszystko? Miasto wybudowane według powojennych trendów składa wyłącznie z blokowisk robotniczych. Najciekawsze jednak były budynki mieszkalne wykonane z jasnej cegły, z komunistycznymi hasłami na szczycie. Zaspakajając swoją ciekawość wsiedliśmy w pierwszy-lepszy tramwaj w kierunku rafinerii – w końcu jeździ tutaj tylko jedna linia. Obejrzeliśmy romantyczny zachód słońca nad kopcącym zakładem i wróciliśmy tym samym transportem do centrum miasta.
W drodze powrotnej do hotelu wstąpiliśmy do Uniwersamu celem nabycia kolacji i śniadania. Od tej pory wiemy jak dawniej wyglądały puste półki sklepowe – głównym dostępnym asortymentem był alkohol, woda i słodycze. Bierzemy co jest i idziemy do hotelu. Po drodze wstępujemy jeszcze do głównej księgarni, aby zakupić jakieś pamiątki. Bardzo chcieliśmy kupić kalendarze z białoruskimi ciężarówkami kopalnianymi, lecz jedyne dostępne motywy są z kogutami… No tak, teraz mamy Rok Kultury, a w 2017 będzie Rok Petuha, czyli Koguta. Niestety nie znaleźliśmy tego czego szukaliśmy, więc z alkoholem i ciastkami powróciliśmy do hotelu o wyszukanej nazwie „Naftan”.
Komunistyczne Kino Mińsk – jedyne miejsce rozrywki mieszkańców.
Zespół budynków przy ul. Komsomolskiej z propagandowymi hasłami.
„60 lat ZSRR”
„Chwała pracy”
Kombinat Naftan. Gdyby nie on, Nowopołocka by nie było.
Brak LPG i białoruska milicja
Konsumując naszą bogatą kolację ustaliśmy, że nie wracamy do Polski najkrótszą drogą. Padło na trasę wzdłuż granicy z Łotwą i Litwą. Mimo paskudnej pogody miło było popatrzeć na piękne tereny Parku Narodowego „Jeziora Brasławskie”, kolorowe wsie z drewnianą zabudową oraz zerknąć przez granicę na domy znajdujące się już po stronie Unii Europejskiej. Kierowaliśmy się na Grodno lokalnymi traktami o znikomym ruchu samochodowym, a mimo to mieliśmy kontrolę milicji drogowej polegającą na sprawdzeniu dokumentów oraz zapytaniu o to dlaczego Polacy jeżdżą starą Ładą tak daleko. Kolejnym zaskoczeniem był brak możliwości zatankowania LPG przez ponad 300 km, pomimo tego, że stacje benzynowe mijaliśmy co chwilę.
Latem idealne miejsce na rozbicie namiotu.
Gdzieś przy granicy z Litwą znaleźliśmy takie miejsce, z którego dobrze było widać wsie oraz kołchozy znajdujące się za granicą Białorusi.
Kolorowe wsie po drodze do Grodna.
Krótki postój przed wjazdem do Grodna.
Biegiem przez Grodno do domu
Do Grodna dojeżdżamy późnym wieczorem, szukamy hotelu i po całym dniu w trasie idziemy odpocząć. Rano szybko obchodzimy główne punkty na turystycznej mapie miasta, ale robimy to pobieżnie ze względu na panujące paskudne warunki pogodowe i możliwe kolejki na granicy. Warto jednak zatrzymać się na chwilę przy bogato zdobionym Soborze Opieki Matki Bożej wzniesionym na początku XX wieku. Szybkim krokiem minęliśmy muzeum oraz pomnik Elizy Orzeszkowej, rzuciliśmy okiem na Lenina i kolejny T-34, pospacerowaliśmy po Starym i Nowym Zamku nad Niemnem, a na koniec posililiśmy się pysznymi czeburakami z mięsem w restauracji na starym mieście.
Tak blisko do Polski, a tak daleko. Ruszyliśmy w kierunku granicy około południa, prawie trzy godziny czekania w kolejce przed bramą, następna godzina niezbyt dokładnej kontroli na przejściu i jesteśmy w domu.
Sobór Opieki Matki Bożej.
Ostatni czołg na naszej drodze 🙂
Pierzeje stylowych kamieniczek przy ul. Sowieckiej kojarzą się z typowym polskim starym miastem.
Przemierzając polskie drogi z wielką fascynacją wspominaliśmy niezapomniany tydzień na Białorusi. Wielokrotnie złapaliśmy się na tym, że uważaliśmy naszego sąsiada za kraj zacofany, zamknięty, odizolowany z krwawym reżimem Łukaszenki. Tymczasem podróżowaliśmy po dynamicznie rozwijającym się państwie, po drogach, jakich w Polsce możemy pozazdrościć, wśród inteligentnych i ciekawych ludzi otwartych na Europę, z lokalnymi produktami spożywczymi wysokiej jakości, bez konserwantów i ulepszaczy, ale za to z krótkim terminem ważności. Wszystko to i wiele innych utwierdziło nas w przekonaniu, że nasz bliski sąsiad wcale nie jest nam tak daleki, a my w przyszłości sprawdzimy to jeszcze nie raz!
Autorzy tekstu i zdjęć: Paulina i Michał Zaręba
Jeżeli jesteś zainteresowany tematyką bloga Gdzie Los Poniesie polub mój fanpage na facebooku. Będziesz informowany o wszystkich nowościach! 🙂
Zapraszam także do innych tekstów o Białorusi!


Mam jedno zastrzeżenie Brześć nie jest 2 największym miastem na bialorusi lecz homel
Dzięki za uwagę. Już zmieniam.
Mała poprawka.
Bazar Komarowski został tak nazwany, ponieważ znajduje się w historycznej miejscowości – Komarowka. A nie w cześć kosmonauty.
A artykuł bardzo ciekawy, nawet dla mnie.
Ponownie zapraszamy do nas na Białoruś 🙂
W porządku – dzięki za poprawkę. Zaraz poprawię 🙂
Również lubię Białoruś, dobry artykuł-szerokości
Dziękuję – pozdrawiam 🙂