Jak wiecie, lubimy wychodzić ze stref komfortu, a na słowo „rower” nasze serducha biją mocniej. Za nami kolejna, zimowa wyprawa rowerowa – w tym artykule podzielimy się z Wami użytecznymi wskazówkami oraz dobrymi praktykami, które udało się wypracować podróżując z sakwami po śniegu i śpiąc w namiocie na dziko na mrozie. Obalimy mity o rzekomo niezbędnym, specjalistycznym sprzęcie i drogiej odzieży outdoorowej, opowiemy, jak poradzić sobie z wiecznie marznącymi dłońmi i stopami. Przy okazji przetestujemy nietypowego fatbike’a od Jobobike, który całkiem nieźle się sprawdził w warunkach lutowej odwilży.
Zimowa wyprawa rowerowa – jak zrobić pierwszy krok?
Na wyprawy rowerowe jeździmy regularnie od kilkunastu lat, jednak dopiero od niedawna zaczęliśmy wyjeżdżać poza wiosenno-letnim sezonem. Przed wyruszeniem z sakwami na weekend powstrzymała obawa przed zaziębieniem się, niewielka szansa na trafienie korzystnych warunków pogodowych… a także zwykły letarg, w który oboje popadaliśmy, niczym niedźwiedzie w sen zimowy. Choć zastępowaliśmy sobie to innymi sportami (np. ćwiczeniami na siłowni), szybko zaczynało brakować jakiejś dłuższej przejażdżki, mocnego wysiłku na podjazdach, pozytywnego zmęczenia po całym dniu pedałowania, ciepła wieczornego ogniska i smaku piwka z widokiem na rozgwieżdżone niebo… Sakwiarze – doskonale wiecie, co mamy na myśli?
Jeżdżenie rowerem zimą wymaga nieco samozaparcia, jednak właściwie się do niego przygotowując osiągniemy satysfakcję, nawet z nocowania w namiocie przy ujemnej temperaturze. Grunt to świadomość swoich „słabych punktów”, odpowiedni ubiór i – a może przede wszystkim – ciepły śpiwór. W tym artykule, w kilku prostych krokach opowiemy Wam, w jaki sposób my przygotowujemy się do zimowej wyprawy rowerowej.
Co zrobić, by nie zamarznąć? Jak zmotywować się do wycieczki, kiedy za oknem zimno i wietrznie? Co spakować na czarną godzinę? Jak zadbać o newralgiczne punkty naszego ciała – stopy i dłonie? Spieszymy z odpowiedzią!



Zimowa wyprawa rowerowa w naszym wydaniu
W tym roku pogoda nie dopisała – zamiast zaśnieżonych pól i lasów oraz mroźnej, słonecznej aury, zastała nas błotnista, późnojesienna słota oraz silny wiatr. Mimo niepewnych prognoz, pojechaliśmy w wyznaczonym terminie na weekendową wyprawę po Warmii (okolice Działdowa i Lidzbarka), korzystając z wygodnego połączenia kolejowego z Warszawą.
Celowo wytyczyliśmy trasę przez lasy i pagórki, aby zminimalizować negatywny wpływ wiatru. W planach był objazd jeziora Lidzbarskiego (wraz z przejechaniem ciekawego singletracka), pokręcenie się po spokojnych drogach w okolicy i dojechanie na cypel nad jeziorem Tarczyńskim, gdzie zaplanowaliśmy rozbicie namiotu i ognisko.
Staraliśmy się dostosować trasę do panujących warunków – krótszego dnia niż latem, kierunku i siły wiatru, ilości szutrowych i asfaltowych dróg. Pokonywanie gruntówek mogło być trudniejsze niż zazwyczaj, ze względu na trwające roztopy i dużą ilość błota / zalegającego śniegu.
Nocleg pod dachem, czy pod chmurką?
To kwestia absolutnie indywidualna – my śpimy pod namiotem z wyboru, dla przeżycia przygody i kontaktu z naturą. Wiąże się to jednak z koniecznością zabrania dodatkowego ekwipunku – namiotu, śpiwora, karimaty, kuchenki turystycznej i menażek. Co prawda nie jesteśmy ograniczeni koniecznością dojazdu do konkretnego miejsca – rozbijamy się w miarę tam, gdzie nam wygodnie.
Niemniej wiele osób nie wyobraża sobie nocowania w namiocie przy ujemnej temperaturze – my Was zachęcamy do spróbowania, ale nic na siłę! Jeśli to argument nie do przeskoczenia, odchudźcie swój bagaż i wynajmijcie kwaterę, uprzednio pytając, czy znajdzie się miejsce na rower. Dobrze jest wychodzić ze swojej strefy komfortu, ale zimowa wyprawa rowerowa ma sprawiać przede wszystkim przyjemność.



Nocowanie w namiocie zimą - wskazówki
Na zimowe wyprawy warto brać jak najmniejszy namiot lub... spać w nim w jak najwięcej osób 🙂 Dzięki temu powierzchnia do ogrzania staje się automatycznie mniejsza i nocą wewnątrz namiotu będzie wyższa temperatura.
Pamiętajmy, by spać w czapce lub schować głowę do śpiwora. Przygotujmy sobie awaryjne rękawiczki lub dodatkowe skarpety, na wypadek zmarznięcia. Miejmy też pod ręką folię NRC, która błyskawicznie zapobiegnie wychłodzeniu.
Jak się przygotować do zimowej wyprawy ?
Jeśli z wypełnionymi sakwami i namiotem na bagażniku wyjdziecie z domu, osiągnęliście więcej niż połowę sukcesu. Serio! Siedząc w czterech ścianach z kubkiem herbaty w dłoni, najtrudniej zmotywować się właśnie do wyjścia na zewnątrz i pierwszych kilometrów aktywności.
Na co powinniśmy zwrócić największą uwagę?
…przede wszystkim na odpowiedni strój – należy się ubrać optymalnie do prognozowanych warunków pogodowych, biorąc pod uwagę nie tylko temperaturę i ewentualne opady, ale także siłę i kierunek wiatru.
Pamiętajmy, aby wybierając się na rower ubrać się nie tylko stosownie do pogody, ale przede wszystkim do wydatku energetycznego, jaki będziemy generować podczas pedałowania. Zanim rozpoczniemy wysiłek, powinno nam być trochę chłodno – to uczucie minie już po kilku minutach jazdy. Wtedy osiągniemy komfort termiczny, a zapobiegniemy przegrzaniu się i spoceniu. Zabezpieczmy newraliczne punkty – kolana, stopy, dłonie, szyję i głowę; reszta ciała szybko rozgrzeje się od pracujących mięśni.
Dodatkową bluzę możemy spakować do sakwy – dzięki temu nie zmarzniemy na postojach. Swoją drogą, nie róbmy zbyt długich przerw – lepiej zatrzymywać się na krócej, a częściej. Obiad zjedzmy najlepiej w jakiejś ciepłej knajpce lub przy wieczornym ognisku, o ile lubimy takie klimaty.
Jeśli poważnie myślicie o turystyce rowerowej w zimowych warunkach, warto zainwestować w softshell lub kurtkę przeciwdeszczową z oddychającego materiału, np. z goretexu. Wydacie na nią minimum 600 zł, jednak to inwestycja na lata. Ale oczywiście i bez tego dacie sobie świetnie radę!
Marznące dłonie i stopy
Inna sprawa, to zadbanie o „końcówki”, czyli dłonie i stopy. Jedne i drugie są narażone na szybką utratę ciepła, które nie jest łatwo odzyskać. Warto pamiętać, że podczas pedałowania te części ciała pozostają względnie w bezruchu – kręcąc korbą najbardziej rozgrzewają się uda i tors. A chyba wszyscy znamy nieprzyjemne uczucie przemarznięcia stóp lub dłoni – choć w środku czujemy się rozgrzani, wówczas całkowicie tracimy przyjemność z jazdy. Jako notoryczne zmarźluchy, piszemy to z pełną powagą sytuacji!
No dobrze, ale jak możemy zminimalizować to przykre uczucie, poza ubraniem grubych butów i skarpet, założeniem dwóch par rękawiczek?
Wbrew pozorom, nie osłaniajmy dłoni i stóp zbyt wieloma warstwami, według zasady „na cebulkę”. Takim działaniem zmniejszamy swobodę ruchu palców, a tym samym obniżamy krążenie krwi. Jeżeli bardzo marzniemy, warto co jakiś czas się zatrzymać, zejść z roweru i porobić proste ćwiczenia ruchowe, np. pajacyki. By rozgrzać stopy podczas jazdy, możemy próbować pedałować przednią częścią stopy, zamiast śródstopiem. Pomaga też założenie sakw, jeśli dysponujecie przednim bagażnikiem – to naturalna ochrona od pędu powietrza.

ZIMOWY NIEZBĘDNIK
Ciepłe buty - np. zimowe lub górskie
Ciepłe skarpety (+ zapasowa para)
Leginsy / kalesony
Spodnie trekkingowe / rowerowe
Rękawiczki - dwie pary (cienkie i grube)
Buff/kominiarka / szalik
Opaska na uszy / czapka
Koszulka termoaktywna
Softshell / kurtka wiatroodporna
Ochraniacze przeciwdeszczowe na buty (opcjonalnie)
folia ratunkowa (nrc)
KILKA SŁÓW O KOSZTACH
Wiele osób rezygnuje z zimowej aktywności rowerowej ze względu na domniemany, wysoki koszt sprzętu i specjalistycznej odzieży. To błąd! Dobrze jest mieć termiczną bieliznę, lekką kurtkę puchową czy przeciwdeszczowe ochraniacze na buty, ale bez posiadania tych rzeczy też damy radę! My sprzęt kompletujemy sukcesywnie od lat, inwestując przede wszystkim w elementy indywidualnie podpasowane pod nasze słabe punkty.
Poza tym sprzęt i odzież turystyczna całkiem niezłej klasy wcale nie muszą kosztować krocie - wystarczy poszukać w internecie lub outletach popularnych sklepów outdoorowych.



Wyznaczmy trasę krok po kroku
Uczulamy, aby szczególnie skrupulatnie podejść do wyznaczenia trasy naszej wycieczki, biorąc pod uwagę przede wszystkim „kondycję” dróg gruntowych i traktów leśnych. Taka analiza, którą możemy sobie odpuścić o innej porze roku, zimą ma szczególne znaczenie. Kiedy ostatnio padał śnieg? Czy były roztopy? Ile kilometrów mamy do przejechania po gruncie i czy istnieje jakaś alternatywna droga utwardzona?
Jeśli odpowiemy sobie na te pytania, łatwo wyeliminujemy przykre niespodzianki – np. taką, jaka spotkała nas w zeszłym roku. Nasza zimowa wyprawa rowerowa zakładała długi (ok. 15 km) odcinek przez las – nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że pełen tydzień przed naszym przyjazdem panowała mocna odwilż (temperatura w najcieplejszym momencie dnia dochodziła do 15 C). Z grubej warstwy śniegu zrobiła się więc rozmoczona breja, która do tego nocą przymarzła.
Podczas przejeżdżania przez błotniste kałuże, cienki lód puszczał już pod ciężarem przedniego koła. Nieustanne ślizganie się i unikanie wywrotek początkowo sprawiało nam frajdę, jednak szybko zaczęło męczyć – ten odcinek trasy nas mocno opóźnił.


Testujemy rowery Jobobike Eddy
Na tegoroczną wyprawę pojechaliśmy nietypowymi rowerami Jobobike Eddy. To elektryczne fatbike’i, przeznaczone przede wszystkim do jazdy w terenie, po którym poruszają się właściwie bez żadnych oporów, nawet z ciężkimi sakwami na bagażniku. Pomimo małych, 20-calowych kół i konkretnej wagi (35 kg), dobrze radzą sobie również na asfalcie, dzięki kilku prędkościom wspomagania elektrycznego. Rowery Jobobike Eddy otrzymaliśmy na dwutygodniowe testy, dostosowaliśmy je do naszego stylu podróżowania – zimowa wyprawa rowerowa z sakwami to wybór oczywisty! Celowo wytyczyliśmy większość trasy szutrowymi drogami, z czego nie byli zadowoleni nasi znajomi, poruszający się na trekkingach 😉 Ale czego się nie robi dla frajdy poślizgania się zimą na ośnieżonych błotnistych, leśnych drogach – nawet na trudnych technicznie odcinkach elektryczny fatbike sunie jak czołg.
Rower na teren, ale czy na wyprawę z sakwami?
Jednak czy dwudniowa, zimowa wyprawa rowerowa to dobry pomysł na użytkowanie tak wyjątkowych rowerów? Z naszego niewielkiego doświadczenia stwierdzamy, że to zależy… W pełni naładowana bateria Eddy’ego powinna pozwolić na przejechanie 80 km – ten dystans jest oczywiście zależny od obciążenia, stopnia trudności terenu i temperatury zewnętrznej. My zaplanowaliśmy krótką, acz dość intensywną trasę (sporo pagórków i trudnych technicznie odcinków). W połączeniu z temperaturą ok. 2-3 C, skróciło to dystans elektrycznego wspomagania do ok. 60 km.
Pomimo ograniczonego zasięgu i początkowo sceptycznego podejścia do tych nietypowych jednośladów (to pierwsze elektryki, na których jeździliśmy, a zarazem pierwsze fatbike’i) – wkręciliśmy się na dobre – Jobobike Eddy po terenie naprawdę idzie jak wściekły! Rowery są wyposażone w bagażniki (możemy zamówić zarówno tylny jak i przedni), które obładowaliśmy wyprawowym sprzętem. Na każdym mieliśmy po 12-15 kg, co kompletnie nie było odczuwalne, nawet na grząskich podjazdach. Dzięki szerokim oponom i pełnej amortyzacji, nawet meandrowanie między drzewami na silngletrackach z sakwami nie powodowało ograniczeń, nie wspominając o przejeżdżaniu przez kałuże i błoto.
Piąty bieg wgniata w fotel
Do wyboru mamy 5 prędkości wspomagania elektrycznego, co umożliwia sprawne poruszanie się po naprawdę ciężkim terenie i podjazdach nawet powyżej 20%. Tylna, mechaniczna przerzutka ma 7 przełożeń, co zdaje się być wystarczające zarówno w terenie, jak i podczas szybkich dojazdów po asfalcie. Wówczas wspomaganie działa do ok. 25km/h – na najwyższej prędkości, podczas ruszania, dosłownie wgniata w… siodełko. Ładowanie (trwające ok. 2h) odbywa się poprzez dedykowaną ładowarkę – po prostu podłączamy rower do prądu. Możemy także wyjąć akumulator z ramy, by uniknąć targania całego roweru do najbliższego źródła prądu.
Więcej informacji o rowerze Jobobike Eddy znajdziecie na stronie producenta.
Lubimy nowe doświadczenia, więc z wyprawy na elektrycznych fatbike’ach cieszyliśmy się jak dzieci. To odważna i mocno solidna konstrukcja, która może mieć wiele zastosowań – sprawdzi się zarówno na krótkich wypadach w ostrym terenie, jak i na krótszych, weekendowych wyprawach z sakwami.




Co jeszcze powinieneś wiedzieć?
Pierwsza zimowa wyprawa rowerowa na początku może wydać się abstrakcją, jednak gdy zrobimy już ten pierwszy krok, będziemy chcieli więcej. Zanim pojedziemy na kilka dni pod namiot w mrozie, spróbujmy po prostu pojeździć zimą na rowerze - zorientujmy się, jak nasze ciało reaguje na długotrwałe przebywanie na mrozie, zlokalizujmy swoje słabe punkty. Jeżeli chcecie zgłębić wiedzę w zakresie planowania wypraw rowerowych z sakwami, zapraszamy do innych artykułów i praktycznych filmów.
