Wjeżdżamy w Korytarz Wachański. Otwartość i gościnność tutejszych ludzi już w pierwszych dniach przerosła nasze wyobrażenia. Otrzymaliśmy błyskawiczną pomoc od Pamirczyków w chwili, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Zaproszono nas na nocleg do charakterystycznego, pamirskiego domu – mieliśmy okazję poznać wspaniałych ludzi i miejscową kulturę od środka. Słuchając tęsknych melodii, granych przez naszego gospodarza na gitarze, pomyślałem, że piękniej już być nie może.
Ten post jest częścią rowerowej wyprawy przez Tadżykistan i Kirgistan, która odbyła się wiosną 2018 roku. Celem wyprawy było przejechanie „Pamir Highway”, prowadzącej przez najwyższe góry regionu, poznanie zamieszkujących Pamir ludzi oraz dowiezienie do Murgabu 150 paczek kredek, przeznaczonych dla dzieci właśnie budowanego przedszkola.
Człowiek najlepszym przewodnikiem
Kiedyś wyjeżdżałem za granicę tylko po to, aby ujrzeć krajobrazy nietypowe dla Polski, wykąpać się w ciepłym morzu, pochodzić po górach. Musiałem dojrzeć, by zauważyć, co w podróżowaniu jest naprawdę ważne. LUDZIE. To oni tworzą kraj, który przyszło nam zwiedzać, to od nich możemy uzyskać wiedzę z pierwszej ręki, bo żyją w tych miejscach na co dzień. My jesteśmy tu tylko na chwilę, a obiektywny przewodnik w dłoni nigdy nie zastąpi kontaktu z drugim człowiekiem.
Hałaśliwy Chorog i problemy żołądkowe
Jesteśmy w Chorogu, największym mieście Górnobadachszańskiego Okręgu Autonomicznego. Stolica Pamiru to dość głośna i chaotyczna miejscowość, w której mieszka przeszło 30 tysięcy ludzi. Sporo turystów robi tu kilkudniowy przystanek na aklimatyzację z Pamirem, czy też jednodniowe wycieczki w pobliskie dolinki. My z Jankiem nie mamy interesu zbyt długo tu siedzieć, nie możemy się doczekać wjazdu w Korytarz Wachański i oferowanych przez niego widoków. Robimy najpotrzebniejsze zakupy, korzystamy z wi-fi w informacji turystycznej i udajemy się do biura Parku Narodowego, by uzyskać pozwolenie na wjazd do rezerwatu jeziora Zurkul. Za kilka dni będzie nam potrzebne, aby przedstawić żołnierzom.
Odbijamy od Szosy Pamirskiej (drogi M41) na boczną, na razie pokrytą równym asfaltem drogę w kierunku miasta Iszkaszim. Cały czas podążamy wzdłuż rzeki Pandż i granicy z Afganistanem. Droga meandruje wzdłuż skalistych zboczy, racząc nas krótkimi, ostrymi podjazdami. W tym czasie popołudniowe słońce pali niemiłosiernie, a Janek zaczyna opadać z sił. Skarży się na ból brzucha. No tak… jesteśmy piąty dzień w Azji, gastryczny problem musiał wreszcie dopaść któregoś z nas. Wymiana flory bakteryjnej (w afrykańskiej wersji: klątwa faraona) to krótki, acz bardzo intensywny protest organizmu przeciwko zmianie bakterii zawartych w wodzie i żywności. Zazwyczaj mija dość szybko, jednak w zastanych przez nas warunkach nie trudno o odwodnienie. Po kolejnych kilkunastu kilometrach i braku poprawy wiezionymi z Polski tabletkami, zarządzamy przerwę przy wodospadzie. Akurat obok jest sympatyczna knajpa.
Wjeżdżamy w Korytarz Wachański. Tu na Pamirczyków zawsze można liczyć
W tym przypadku ciągłe zagadywanie przez napotkanych ludzi zaczyna męczyć. Przechodnie pytają standardowo, skąd i dokąd jedziemy, jak nam się podoba w górach. Nie można mieć do nich o to pretensji, ale w tej chwili priorytetem jest zwalczenie choroby i nabranie sił z powrotem. Janka zostawiam przy orzeźwiającym wodospadzie, a sam kulejącym rosyjskim próbuję się dowiedzieć, jak biedakowi można pomóc. Taktowny jegomość w garniturze, którego spotkaliśmy już wcześniej na drodze, szczerze przejął się naszą sytuacją. Popytał kolegów – wspólnie ustalili, że najszybciej postawi Janka na nogi szklanka wody z… kilkunastoma łyżkami cukru. Wcale nie literatka samogonu, jak w pierwszej chwili podejrzewałem. No tak! Przecież to kraj muzułmański 😉
Janek wypija, trochę odpoczywa. Do dziś nie wiemy, czy to tradycyjna medycyna Pamirczyków, czy efekt placebo – minęła godzina, a po zatruciu nie było śladu! Na odzyskanie pełnych sił witalnych trzeba było jeszcze trochę poczekać, ale ból minął. W międzyczasie dziękujemy po stokroć naszemu wybawcy, który z otwartością zaprasza nas do domu, oddalonego o kilka kilometrów w górę rzeki.
Pan Sokidgon mieszka z żoną i 7-letnią córką w skromnym domu nad rzeką Pandż. Jest dyrektorem lokalnego domu kultury i trafiliśmy na niego, gdy właśnie wracał z pracy. Jego gościnność, nietuzinkowe poczucie humoru i taktowność sprawiają, że nasze skrępowanie szybko mija i zaczynamy czuć się swobodnie na pamirskich włościach.
Uśmiechnięty Sokidgon z żoną przed domem.
Charakterystyczny dom pamirski
Rodzina mieszka w typowym, pamirskim domu, który różni się diametralnie widzianych przez nas wcześniej budynków. Pamirski dom posiada zwykle kilka izb – każda ma swoją oddzielną funkcję. Zwraca uwagę duża przestrzeń i liczne podesty, służące do odpoczynku, spania lub konsumpcji posiłku. Na podeście rozkłada się matę – my w pomieszczeniu przeznaczonym dla nas zadowalamy się karimatą i śpiworem 😉 W izbie, w której rodzina spędza zwykle najwięcej czasu, w dachu umiejscowiony jest świetlik. Taka konstrukcja doświetla w naturalny sposób pokój dzienny, natomiast zimą na środku pokoju ustawia się żeliwny piec, ogrzewający pomieszczenie, który służy również do przygotowywania potraw. Dym ucieka właśnie przez ów świetlik, do którego zwykle jest podłączana metalowa rura. Teraz mamy lato – piec jest wystawiony na zewnątrz i to tam gospodyni przygotowuje kolację.
Sokidgon konsekwentnie odmawia naszym propozycjom pomocy w przygotowaniu posiłku. Zamiast tego, jednym telefonem organizuje samochód, abyśmy po posiłku wraz z sąsiadami pojechali do gorących źródeł Gharm-Chashma, kilkanaście kilometrów stąd. Bo to wielka atrakcja, a On chce pokazać nam najpiękniejsze miejsca rejonu, w którym żyje. Człowiek jest po prostu niesamowity, a my ponownie czujemy się zawstydzeni okazaną nam dobrocią. Dobrze, że udaje nam się chociaż zwrócić pieniądze za benzynę.
Korytarz Wachański. Gharm-Chashma – widowiskowe źródła termalne, położone niemal na 3000 m. Aby tu dojechać, należy odbić 6 km od drogi na Iszkaszim.
Z żoną naszego gospodarza i córką Gulmo.
Rozpoczynamy wspólne biesiadowanie 🙂
Były piosenkarz ciągle w formie
Z Gharm-Chashmy wracamy już po zmroku. Naszemu gospodarzowi zbiera się na wspominki. Wyjmuje album ze zdjęciami i przywołuje lata młodości. Okazało się, że dziesięć lat temu miał swój zespół! Wraz ze znajomymi, pracując wówczas w Moskwie, założyli grupę, śpiewającą pamirskie i rosyjskie piosenki. Światowej kariery nie zrobili, ale śpiewali w moskiewskich knajpach przez kilka lat – wydali nawet płytę! Niestety Sokidgon nie ma już krążków w zapasie, dostajemy na pamiątkę tylko okładkę. A nasz gospodarz przynosi gitarę i zaczyna śpiewać ujmujące piosenki. Melancholijne melodie wprowadzają niepowtarzalny nastrój, a słowa wyrażają tęsknotę za Badachszanem, „który jest daleko”. Pamirczycy, choć żyją skromnie, choć życie jest tu ciężkie, a zimy srogie, kochają swoje miejsce na ziemi. Słowa, śpiewane z wymownością przez Sokidgona, są na to najlepszym dowodem.
Zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu, podsumowującego naszą wyprawę przez Pamir. W jego fragmencie opisywaną wyżej pieśń śpiewa pan Sokidgon.
Pozostają tylko refleksje i wspomnienia
Pierwsze zaproszenie do pamirskiego domu zapamiętamy z Jankiem na długo. Nie możemy uwierzyć, że ludzie mający tak niewiele, dzielą się z nami wszystkim i wprowadzają przybyszów z dalekiej Polski do siebie, jak gdyby nigdy nic. Tu największymi wartościami jest braterstwo, rodzina i relacje międzyludzkie, a nie gonitwa za pieniądzem i awansem. Będąc już w Warszawie, pisząc te słowa z perspektywy czasu, tym silniej wspominam nieopisaną dobroć i otwartość naszych gospodarzy. Choć podobnej gościnności doświadczyłem już kiedyś w Gruzji, nadal nie mogę się nadziwić, że ci ludzie – choć z pozoru biedni, są od nas dużo bogatsi.
Na pożegnanie wręczam naszemu Dobroczyńcy ręcznie robiony, kieszonkowy krzyż chrześcijański. Dostałem go kiedyś od dobrego człowieka w Gruzji; postanowiłem zabrać na wyprawę do Tadżykistanu i dać komuś wyjątkowemu. Nie sądziłem, że stanie się to już piątego dnia.
Tymczasem wjeżdżamy na dobre w Korytarz Wachański – już niedługo odwiedzimy Panią Bronisławę – jedyną Polkę, od 58-lat żyjącą w Pamirze.
Zobacz także:


