Rower to popularny i wygodny środek transportu – tak na weekendową wyprawę, jak i w codziennym użytkowaniu. Chcemy być aktywni fizycznie i jednocześnie poznawać świat z poziomu siodełka – ale czy dbamy przy tym o bezpieczeństwo siebie i innych? Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom odbiorców, coraz częściej powstają ubezpieczenia dedykowane rowerzystom, zapewniające np. zwrot kosztów leczenia, NNW, a nawet pełen pakiet OC. W tym artykule spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy warto mieć ubezpieczenie rowerowe, co ono obejmuje oraz ile taka przyjemność kosztuje.
Wyprawy rowerowe – czy to już styl życia?
Rower, jako środek transportu z punktu A do B, służy mi właściwie od dziecka. Już jako nastolatek odkryłem zalety przemieszczania się po zakorkowanym mieście na dwóch kołach. W godzinach szczytu komunikacyjnego, gdy warszawskie ulice były sparaliżowane, ja sprawnie przemykałem bokiem, docierając do miejsca docelowego szybciej, a zarazem zaliczając codzienną dawkę zdrowego ruchu.
Od 2009 roku stopniowo zacząłem się wkręcać w turystykę rowerową. Zainstalowałem bagażniki, kupiłem sakwy, niezbędny sprzęt turystyczny i… ruszyłem w świat! Dobra, nie rozpędzajmy się… początkowo w Polskę 😉 Kolejne lata to budowanie kondycji na coraz dłuższych i bardziej wymagających wyprawach, określanie kolejnych celów i stawianie czoła nowym wyzwaniom. Ani się obejrzałem, a wyprawy rowerowe z sakwami pochłonęły mnie bez reszty – był okres, gdy stanowiły moją jedyną alternatywę na spędzenie wolnego weekendu czy zorganizowanie urlopu.
Od mojej pierwszej wyprawy minęło 12 lat – w tym okresie przejechałem już ponad 60 tys. kilometrów. Co prawda minął czas, gdy każdy wolny weekend poświęcałem na wyprawy rowerowe – niemniej wciąż ponad wszystko cenię sobie aktywność fizyczną. Z Kasią wspólne podróże planujemy naprzemiennie – raz z plecakami, autostopem lub po górach, innym razem rowerem z sakwami (np. na Europejską Marszrutę – naszą najdłuższą wyprawę rowerową). W wyniku epidemiologicznych trudności z wyjazdami za granicę, na nowo odkryliśmy rowerowo Polskę. Tylko w czasie pandemii objechaliśmy na rowerach Jurę Krakowsko-Częstochowską, Bory Tucholskie, Kaszuby, Suwalszczyznę, Warmię i Mazury. Przypomnieliśmy sobie, że nie musimy lecieć na drugi koniec Europy, by przeżyć coś wyjątkowego :).
Czy powinniśmy się ubezpieczać?
Na łamach bloga oraz w naszych filmach niejednokrotnie poruszaliśmy kwestie techniczne i logistyczne podróżowania jednośladem, starając się podzielić z Wami naszym doświadczeniem i praktyką. Dzisiaj pochylimy się nad ubezpieczeniem roweru i rowerzysty, na przykładzie produktu firmy Nationale-Nederlanden Towarzystwo Ubezpieczeń S.A.
Nieszczęśliwy wypadek. Przecież znam tę drogę jak własną kieszeń!
To żadne odkrycie, że im więcej jeździmy na rowerze, tym bardziej jesteśmy narażeni na nieprzewidziane sytuacje, wywrotki czy kolizje z innymi uczestnikami ruchu. Sam niejednokrotnie przeceniłem swoje umiejętności – na szczęście do tej pory obyło się bez hospitalizacji i nieodwracalnych kontuzji. Paradoksalnie, największą „glebę” zaliczyłem 4 kilometry od domu – przez zagapienie złączyłem się kierownicami z drugim rowerzystą, jadącym w tym samym kierunku. Przeleciałem przez kierownicę i wylądowałem na betonie, amortyzując upadek dłońmi. Nadwyrężone nadgarstki bolały mnie przez kilka miesięcy.
Każdy nieszczęśliwy wypadek na rowerze starałem się poddawać chłodnej analizie. Beztroska, brak pokory, brawura, rozkojarzenie – to najczęstsze czynniki, które prowadzą do nieszczęścia. Odkryłem też, że niebezpieczne sytuacje zdarzały się najczęściej w Polsce (a nawet w Warszawie) – na drogach, które znałem, gdy spieszyłem się do pracy czy na spotkanie. Może to wynik wyłączenia czujności, błędnego przeświadczenia, że znam specyfikę naszego ruchu i dróg? Przecież jeździłem tędy setki razy, niby czemu dzisiaj miałoby się coś stać?
Groźny upadek w górach – kask może uratować zdrowie, a nawet życie
Przeanalizujmy sobie przykład niebezpiecznej wywrotki, na podstawie filmu jednej z wypraw.
Alpy austriackie, wysokogórska trasa Großglockner Hochalpenstraße. Zjazd z przełęczy Hochtor (2504 m n.p.m) to liczne serpentyny i nachylenie dochodzące do 12-14%. Z powodu niesprzyjających warunków i zwykłego błędu Kasia traci panowanie nad rowerem i wywraca się przy dużej prędkości, uderzając głową o asfalt. Ja, jadąc bezpośrednio za nią, akurat miałem włączoną kamerkę, która zarejestrowała całe zdarzenie.
Na szczęście Kasia miała na głowie kask. Co by było, gdyby skronią uderzyła o asfalt z taką siłą? Aż boję się pomyśleć. Po kilkunastominutowym odpoczynku na poboczu i wyjściu z pierwszego szoku spróbowaliśmy ruszyć dalej. Ze względu na duży obrzęk łokcia, przez pierwsze kilometry Kasia sprowadzała rower. Powolutku, do przodu. Właściwie dopiero następnego dnia była w stanie jako tako wsiąść na rower, odciążając bolącą rękę. Kask podczas upadku pękł, ale spełnił swoje zadanie.
Zjechaliśmy do miasteczka Zell-am-See, gdzie mieliśmy zastanowić się, co dalej. Iść do lekarza na prześwietlenie? Kontynuować dalszą podróż, czy wsiadać w pociąg i czym prędzej wracać do Polski? Podjęliśmy trudną, acz z punktu widzenia czasu, rozsądną decyzję o powrocie. Postanowiliśmy spokojnym tempem dojechać kilkadziesiąt kilometrów do Salzburga, miasta na pograniczu Niemiec i Austrii, skąd pociągami wróciliśmy do domu. Dalsze badania i ewentualną rekonwalescencję zdecydowaliśmy ogarnąć w Warszawie.



Przezorny, zawsze ubezpieczony
Choć z natury jestem oszczędny, z biegiem lat do kwestii ubezpieczeń w podróży podchodzę coraz poważniej. Bo niezależnie od umiejętności i doświadczeń, wystarczy moment rozkojarzenia, zbyt ostry ruch kierownicą, lekkomyślne zachowanie innego kierowcy czy pieszego, by leżeć na ziemi i w najlepszym wypadku tylko zniszczyć kurtkę i kask. Jako rowerzyści jesteśmy najmniej chronionymi uczestnikami ruchu – tym bardziej powinniśmy zastanowić się nad dodatkowym wsparciem.
Wraz z Kasią do tej pory korzystaliśmy z rocznych ubezpieczeń ogólnych, obejmujących swoim zasięgiem Polskę, Europę i poszczególne kraje innych kontynentów. Podstawowe ubezpieczenie zawiera w sobie koszty leczenia, ratownictwa, ochronę w przypadku zachorowania na COVID-19, koszty następstw nieszczęśliwych wypadków, ubezpieczenie w razie śmierci lub inwalidztwa. W przypadku uprawiania „sportów ekstremalnych”, do których można zaliczyć wyprawową turystykę rowerową, należało dopłacić kilkadziesiąt złotych.
Ubezpieczenie podróży rowerowej szyte na miarę
Stosunkową nowością na polskim rynku są ubezpieczenia, specjalnie dedykowane rowerzystom. Choć w większości kwoty przeznaczone na koszty leczenia są niższe, niż w przypadku tradycyjnych ubezpieczeń (lub obejmują procentowy zwrot, w zależności od doznanego urazu), w swoim zakresie zawierają inne aspekty, z którymi może spotkać się turysta rowerowy. W podstawowym pakiecie znajdziemy nie tylko częściowy koszt leczenia NNW, ale także ubezpieczenie roweru i bagażu na wypadek kradzieży lub uszkodzenia, OC – w razie wyrządzenia szkody osobom trzecim i pomoc Assistance.
Ciekawą propozycję w tym zakresie przedstawia towarzystwo Nationale-Nederlanden Towarzystwo Ubezpieczeń S.A., z ofertą “Ubezpieczenia na dwa koła”. Do wyboru mamy trzy opcje ochrony: dla rowerzysty, na sprzęt oraz dwa w jednym. Podstawowy, półroczny pakiet (ubezpieczenie samego rowerzysty) kosztuje zaledwie 37,5 PLN – jednak osobiście skłaniałbym się ku wariantowi “rowerzysta i dwa koła”. Za kompleksową ochronę zapłacimy od 66 zł/pół roku i od 113 zł/rok. Wówczas zarówno jadąc na wyprawę, jak i poruszając się na co dzień po mieście, jesteśmy finansowo chronieni w razie kradzieży, uszkodzenia roweru i osprzętu, a także następstw nieszczęśliwych wypadków. Dokładną cenę ubezpieczenia można obliczyć korzystając z kalkulatora znajdującego się na stronie:
www.nn.pl/dla-ciebie/hobby-i-turystyka/ubezpieczenie-roweru-i-rowerzysty
Ubezpieczenie obejmuje także drobne, często zdarzające się awarie. Gdy przebijemy dętkę, uszkodzimy oponę, zerwiemy łańcuch lub pęknie nam szprycha – ubezpieczyciel pokryje koszty naprawy. Gdy wykupimy dodatkową opcję ubezpieczenia OC, ochrona zadziała również, gdy wyrządzimy szkodę osobie trzeciej – jeśli np. zjeżdżając z górki, potrącimy pieszego lub zarysujemy komuś samochód (odszkodowanie aż do 50 000 PLN). Warto wspomnieć, że ubezpieczenie to można kupić bez wychodzenia z domu – online, na stronie Ubezpieczyciela.
Sprawdź, co zawiera ubezpieczenia „Na dwa koła”
WAŻNE: Ubezpieczenie działa tylko na terenie Polski.



Zdrowy rozsądek przede wszystkim
Pamiętajmy jednak, że nawet najlepsze ubezpieczenie nie zwalnia nas z logicznego, zapobiegawczego myślenia. Niezależnie czy przemieszczamy się na swoim jednośladzie wyłącznie do pracy, czy jedziemy na tygodniową objazdówkę po Mazurach, obładowani ciężkim bagażem – dbajmy o siebie i innych, bądźmy ostrożni. Przestrzegajmy zasad ruchu drogowego i bądźmy uprzejmi dla innych użytkowników drogi – nawet wówczas, gdy nie odpowiadają nam tym samym. Nie ryzykujmy brawurowych manewrów – a jeśli koniecznie chcemy poczuć solidną dawkę adrenaliny (np. na jakimś karkołomnym zjeździe), przygotujmy się do tego. Kask, rękawiczki, a jeśli uprawiamy downhill, również ochraniacze, to podstawa!
Nie chcę brzmieć niczym stary tetryk – sam uwielbiam szybkie zjazdy 😀 Zarówno w terenie, jak i na asfalcie. Po prostu starajmy się dostosować prędkość do naszych możliwości, sprzętu, stanu nawierzchni.
Gdy zostawiamy rower przy sklepie lub na parkingu pieszego szlaku, na który planujemy się wybrać – zabezpieczmy go przed kradzieżą. Wiadomo, nie weźmiemy ze sobą wszystkich sakw, ale nie zostawiajmy cennych rzeczy bez opieki. My z Kasią zawsze wozimy u-locka, którym w takiej sytuacji spinamy rowery ze sobą. Aparat, kamerkę, portfel, dokumenty i telefony zawsze mamy przy sobie. Mniej cenne rzeczy staramy się ukryć w sakwach pod warstwą ubrań. Do tej pory nie zdarzyła nam się kradzież ekwipunku, choć wiadomo – należy dmuchać na zimne.
Rozkładanie ciężaru zwiększa bezpieczeństwo
Jeżdżąc na wyprawy rowerowe z sakwami spróbujmy równomiernie rozłożyć ciężar bagażu.
W tym celu warto wykorzystać przedni bagażnik – wiele osób broni się przed jego montażem, jak potrafi, ja akurat jestem zwolennikiem. Przekładając część bagażu do przednich sakw, rozkładamy ciężar w sposób bardziej równomierny. Przenosimy wówczas środek ciężkości bliżej środka roweru, odciążając tym samym tylną oś (zmniejszamy ryzyko uszkodzenia tylnego koła – np. pęknięcia szprychy). Rower bez przednich sakw jest nadsterowny – przy nadmiernym obciążeniu tylnej osi, delikatny ruch kierownicą powoduje niestabilność i w konsekwencji może doprowadzić do upadku. Jak widzieliście na filmie z upadku Kasi, m.in. nadsterowność uniemożliwiła jej utrzymanie toru jazdy.
Dla spokojnej głowy, dodatkowe ubezpieczenie naszej aktywności pomoże nie stracić płynności finansowej po ewentualnym zdarzeniu – jednak pamiętajmy, aby robić wszystko, by nie musieć z odszkodowania korzystać :).
Tekst powstał przy współpracy z Nationale-Nederlanden Towarzystwo Ubezpieczeń S.A.
Zobacz także:


